Forum dyskusyjne

Samotność.

Autor: kochamkotki2003   Data: 2024-12-23, 17:50:10               

Cześć,

Piszę ten wątek sama nie wiem po co... przestałam wierzyć w szczęście, dopiero co zaczęłam studia, a moje życie wyglada tak samo beznadziejnie jak od zawsze i nie wiem co się musi stać, żeby tak nie było.

Przejdę do początku. Pochodzę z małego miasta, gdzie każdy się zna. Wszystko jest tu szare, bez przyszłości. Z tego względu, że działo się u mnie źle w domu, mianowicie tata znęcał się na de mną psychicznie, bo sam jest DDA i przenosił problemy na swoich bliskich, to ja jako dziecko odwalałam przez to numery i ludzie śmiali się ze mnie i raczej nie brali mnie na poważnie (moi rodzice są już po rozwodzie, wybaczyłam tacie rzeczy, które zrobił i jest miedzy nami ok, pomaga mi i mimo wszystko kocham moich rodziców bardzo). Z tego powodu nie miałam nigdy szczerych przyjaźni, czy chociażby chłopaka. Spotkania z chłopakami kończyły się tak, ze miałam tindera i kończyło się to wykorzystaniem mojej naiwności i desperacji.

Z tego też powodu po liceum, gdy nie zdałam matury i musiałam zostać w miejscowości rodzinnej na rok, weszłam w związek z chłopakiem starszym o de mnie 8 lat, który był narkomanem. Zakochałam się w nim, a dla niego byłam raczej kompanem do robienia nie fajnych rzeczy. Wyszedł potem z tego poważniejszy związek, jednak byłam dość ostro emocjonalnie, bo nadal kochał swoją byłą dziewczynę, z która był wcześniej wiele lat. Kompletnie mnie to zniszczyło. Ilość porównywania mnie do kogoś innego była straszna, a co za tym idzie, najgorsze, zaczęłam wątpić, ze kiedykolwiek spotka mnie cos miłego. Chciałabym moc o tym zapomnieć i mieć jakąś nadzieję...

Czuję się dla nikogo nie ważna. Zdałam maturę po kolejnym razie i wyprowadziłam się do Łodzi na studia... byłam w święcie przekonana, że wtedy moje życie się odmieni. Że zostawię wszystkie złe rzeczy za soba i wraz z nowym otoczeniem zapomnę o tym wszystkim. Póki co mija pół roku i ja siedzę zapłakana sama w moim mieszkaniu. Każdy dookoła w tym wieku mieszka z swoja miłością, żyje po prostu jakoś inaczej. A ja? Zrobiłam wszystko co mogłam, chodzę do psychologa, który mi i tak nie pomaga i jedyne co mam na koncie to status kretynki, bo jedyny facet, któremu oddalam siebie kochał kogoś innego.

Czy ja w ogóle zasługuje na miłość? Marzę o kimś, kto by po prostu był. Wiem, ze związek to nie same kolory... ale czym ja sobie zasłużyłam na to, że nikt mnie nie chce?

To tyle, mam nadzieje, ze u was jest chociaż lepiej. 🙂

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku