Reklamy
Artykuł
Joanna Wawerska-Kus
Zapomnieć? Przebaczyć? Pożegnać się? Czyli o celach terapii DDA
Jest taka piosenka zespołu "Trzeci Wymiar" pod tytułem "Zapomnij o tym". Słowa "A teraz śpij i zapomnij o tym, co widziałeś, co słyszałeś..." pojawiają się w refrenie, słowa zwrotek opisują w przejmujący sposób dzieciństwo z alkoholizmem rodziców i przemocą jako motywem przewodnim. Chęć zapomnienia o dziecięcych koszmarach, wyrzucenia z pamięci doznanych w dzieciństwie krzywd i przeżywanego dzień po dniu wstydu i strachu, to bardzo częste pragnienie osób dorosłych, których przynajmniej jedno z rodziców było uzależnione od alkoholu lub piło nadmiernie. Trudno dziwić się takiemu pragnieniu - problem polega na tym, że zapomnieć się nie da. Nawet wtedy, kiedy wydaje się, że to, co przeszłe było, minęło i nigdy nie wróci - wraca i do tego w najmniej oczekiwanych czy pożądanych momentach.
Jeśli więc myśleć o celu terapii DDA jako o nauce zapominania - to jest to myślenie sprzeczne z rzeczywistymi celami, jakie stawia przed sobą terapia skierowana do Dorosłych Dzieci Alkoholików. Często bowiem DDA cierpią właśnie z tego powodu, że w sztuce niepamiętania są nadzwyczaj biegłe. Zaprzeczanie, także zaprzeczanie problemom to jeden z objawów syndromu DDA. Niechęć do pamiętania o tym, co złe, co sprawia ból to nic innego jak nawykowe unikanie przykrych emocji, tzw. zamrażanie. Ta niechęć często staje się argumentem przeciwko podjęciu terapii: "Po co rozgrzebywać stare rany?!", "Co było a nie jest nie pisze się w rejestr", "Nie można żyć przeszłością" itp. Taka argumentacja zazwyczaj wynika z lęku, nie zaś z realnego widzenia siebie i świata. Prawdą jest, że nie wszystkie osoby, które wychowywały się w rodzinie alkoholowej potrzebują terapii - te które jej nie potrzebują, nie starają się za wszelką cenę nie pamiętać przeszłości. Żyją z nią jak z integralną częścią siebie, bo doświadczenie bycia dzieckiem jest nieodłącznym elementem bycia człowiekiem.
Te osoby, dla których terapia DDA jest wskazana, starają się wymazać dzieciństwo ze swojego życiorysu. Mają zazwyczaj kilka wyidealizowanych wspomnień utrwalonych na podstawie pogodnych rodzinnych fotografii i familijnej legendy opowiadanej na uroczystościach przez mamę ciociom i wujkom. Są dzielne, robią karierę, planują swoje życie i kontrolują je niemal obsesyjnie. A kiedy cokolwiek wymknie się spod kontroli, wpadają w panikę. Często wybierają zawód związany z pomaganiem innym - są psychologami, nauczycielami, doradcami, duchownymi, lubią pracę z dziećmi. Na pozór wszystko prawidłowo - aż za prawidłowo. Co kryje się za tymi pozorami? Np. niepohamowane łzy na widok płaczącego dziecka. Albo atak paniki, kiedy ktoś niespodziewanie dotknie dłoni takiej osoby, albo pogłaszcze po ramieniu. Zdarza się też głęboki smutek, choć dookoła wiosna i zadowoleni z życia ludzie. I brak zaufania do wszystkich a nawet do samego siebie - nie poparty żadnym, realnym doświadczeniem. Albo akty autoagresji, które przynoszą ulgę, bo są karą za noszoną w głębi duszy winę. Lub wybuchy złości - z wrzaskami i aktami przemocy, kiedy przyczyną takiego wybuchu bywa jakiś nieistotny drobiazg. Te i wiele innych pojawiających się emocji nieadekwatnych do tego, co dzieje się realnie, są sygnałem, że można wyrzucić wspomnienia z umysłu, ale nie da się ich usunąć ze sfery emocji.
Tak rozumiana pamięć emocjonalna, jako cel terapii DDA wyznacza nie zapominanie, ale pamiętanie. Celem jest taki rodzaj kontaktu ze wspomnieniami, który pozwoli odreagować to, co zepchnięte poza świadomość, aby umożliwić kolejny kontakt już bez nadmiarowego przeżywania emocji, aż do ich wyciszenia, ale beż zamrażania i wypierania. Najprościej mówiąc - aby wspomnienia jak najmniej bolały i aby nadano im przynależną rangę wspomnień, a nie - wyskakującego z mroku demona. I aby dorosłe życie w związku z tym można było oprzeć na świadomych wyborach a nie - przeniesieniowych reakcjach: jeśli nie ufam temu mężczyźnie, to dlatego, że on, konkretny Jacek czy Wojtek nie zasługuje na zaufanie, nie zaś dlatego, że jest mężczyzną i tym samym, tak jak mój ojciec, wykorzystuje wszystkie kobiety. Jeśli moja szefowa zarzuca mi niekompetencję, to spokojnie rozważam czy ma rację i jeśli tak, to poprawiam swój błąd, a jeśli nie, protestuję - nie popadam w poczucie winy mimo jej braku i nie przepraszam na wszelki wypadek, żeby tylko nie było jej przykro, tak jak bywało mojej mamie, kiedy coś zrobiłam nie tak, jak trzeba.
Ale nie wszystkie Dorosłe Dzieci Alkoholików nie pamiętają przeszłości lub udają, że jej nie pamiętają. Duża grupa osób zgłasza się na terapię, bo (najczęściej w związku z przekonaniami religijnymi) nosi w sobie ból krzywdy i chcąc ten ból złagodzić, pragnie wybaczyć krzywdzicielowi. Są i tacy, którzy boją, się, że przebaczenie umniejszy rangę ich cierpienia, odbierze mu właściwą wagę, zdeprecjonuje je - i dlatego na terapię się nie zgłaszają (szczególnie, jeśli zetkną się gdzieś z koncepcją Dwunastu Kroków DDA). To bardzo ważne, aby aspekt przebaczenia nie wysuwał się w terapii na plan pierwszy. Jasne, że są tacy, którym poprzez uczestniczenie w procesie terapeutycznym uda się rozbudzić w sobie ten rodzaj wielkoduszności, jaki pozwala na przebaczenie. Ale nie to jest celem terapii DDA. Koncepcja Jerzego Mellibrudy opisana w "Pułapce niewybaczonej krzywdy", a na której opiera się większość programów terapii DDA, mówi o przebaczaniu w sensie psychologicznym. Słowo "przebaczenie" w polskiej rzeczywistości społecznej funkcjonuje bardzo niejednoznacznie - obciążone jest konotacjami religijnymi, wprzęga się w dyskurs na temat winy i kary, obowiązku i dobrej woli, a jego potoczne rozumienie często opiera się na przekonaniach, że "wybaczyć znaczy zrozumieć" (czyli wytłumaczyć i usprawiedliwić) lub co gorsze "wybaczyć znaczy zapomnieć". Wydaje się, że wygodniej, a na pewno bezpieczniej, w terapii posługiwać się dla określenia możliwego jej celu, słowami: akceptacja, pogodzenie się, rozstanie lub pożegnanie.
Jakiego rodzaju miałoby to być pożegnanie i przede wszystkim z czym lub z kim? Kiedy proponuję pacjentom na koniec terapii pracę "Pożegnanie z dzieciństwem", często budzi to lęk lub zdziwienie: "Jak to - pozwoliłaś mi spotkać się ze mną dzieckiem, poczułem się bezpiecznie, a teraz mam się żegnać?!" Bunt jest jak najbardziej słuszny - nie chodzi o to, aby żegnać się z własnymi cechami dziecięcymi, które w toku terapii można odkryć i polubić, tym bardziej nie chodzi o pożegnanie tzw. wewnętrznego dziecka, wręcz przeciwnie, znalezienie mu miejsca w swoim dorosłym życiu, to jedno z najprzyjemniejszych doświadczeń terapii. Pożegnanie ma być zwieńczeniem procesu terapeutycznego, a więc w poczuciu pełnej samodzielności i mocy, ma umożliwić uczestnikowi terapii odnalezienie takiego symbolu, który pozwoli mu poczuć się wolnym. Symbol ten ma być kluczem czy pomostem do przeniesienia doświadczenia terapeutycznego w realne życie. Bo celem każdej psychoterapii, a terapii DDA szczególnie, jest wyposażenie w narzędzia, które poprawią jakość życia osoby w terapii uczestniczącej. Terapia DDA należy do tych rodzajów psychoterapii, które trudno potraktować zadaniowo, sztuka dla sztuki czy jako zaliczenie kolejnej formy poznawania siebie. Wspólnota doświadczeń osób spotykających się w grupie DDA przy jednoczesnym traktowaniu tych osób z należytym poszanowaniem ich odrębności i wyjątkowości każdego z tych pozornie podobnych doświadczeń, jest środkiem w drodze do celu: wyjścia z pułapki i odzyskania prawdziwej wolności. Bo żegnamy się z czymś, aby powitać to, co nowe.
Czasami w terapii przebiega to tak, jak w opisanej poniżej historii.
Głównym problemem trzydziestodwuletniej Magdy było nieustanne powątpiewanie w sens tego, co robi, co myśli, a nawet negacja własnych uczuć i odczuć. Była obsesyjnie skoncentrowana na opinii innych ludzi na swój temat - wyławiała jednak z ich wypowiedzi, gestów, tonu głosu, wyrazu twarzy, dezaprobatę dla siebie. Paradoksalnie, to właśnie ta domniemana dezaprobata dawała jej siłę do działania - musiała przecież wszystkim udowodnić, że nie jest tak słaba, dziwna i nienormalna, jak myślą. Magda była jedynym dzieckiem swoich rodziców, jej tata pił, a mama udawała, że nie ma problemu, negując wszelkie próby nazywania go przez córkę. To właśnie od mamy Magda najczęściej słyszała, że coś jej się znów wydaje, że jest histeryczką, że przesadza, że to, co widzi i nazywa, jest zupełnie czymś innym, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Mała Magda walczyła o prawdę. Dorosła Magda nie wiedziała już, co jest prawdą, ale walczyła nadal.
W grupie terapeutycznej, Magda była bardzo otwarta, zdeterminowana do zmiany, nie miała już siły na walkę ze wszystkim i ze wszystkimi. Ale nie mogła przestać. W pewnym momencie terapii, kiedy Magda miała pracować nad jakimkolwiek problemem, jej praca przybierać zaczęła wciąż tę samą formę: monolog, a właściwie dialog Magdy z Magdą oparty na zaprzeczaniu każdego konstruktywnego wniosku, do jakiego doszła. Trudnością stało się także wytrącenie Magdy z poziomu pracy poznawczej na poziom głębszy, dotykający emocji i wartości. Wszelkie próby kończyły się relatywizacją chwilowego wglądu i przypominały kręcenie się w kółko.
I w końcu udało się coś nowego. Po wielu tygodniach zmagań Magda już nie miała siły na szukanie argumentów za i przeciw. Doszła do momentu, kiedy zobaczyła, że wciąż szuka ostatecznej odpowiedzi na pytanie "Czy matka mnie kocha (kochała) czy nie?". Niejednoznaczna odpowiedź prowokowała dalsze dociekania. I w tym stanie zmęczenia, znękania niemal, poprosiłam Magdę o zamknięcie oczu i wyobrażenie sobie, że nie zależy jej na uzyskaniu odpowiedzi. "Wyobraź sobie siebie - mówiłam - w takim stanie, kiedy odpowiedź jest całkowicie nieważna, nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia... Jesteś tą, która nie zadaje pytania 'czy mama mnie kocha', bo do niczego nie potrzebujesz odpowiedzi na to pytanie...". Magda wyobraziła sobie, że znajduje się na szczycie wysokiej góry. Pierwszym odczuciem, jakie pojawiło się w związku z tym obrazem, była samotność. Przeżycie tej samotności było dla Magdy trudne, ale kiedy się z nią oswoiła, zobaczyła, że miejsce, w którym się znalazła, jest piękne. I uczucie, które się wówczas pojawiło, to była wolność. Magda doświadczała w wyobraźni poczucia wolności - być może po raz pierwszy w życiu. Jej wyobraźnia czy nieświadomość pokazała także, że i inni ludzie są na tej górze. Że to, czego doświadcza, jest udziałem wielu osób. Ale Magda poczuła, że jej droga na szczyt góry była inna - musiała sama odkryć szlak, trochę bardziej niż inni odczuwała zmęczenie... A jednak doszła. Zdobyła szczyt. I wtedy poczuła dumę i zadowolenie. Z siebie.
A czasami na koniec terapii powstaje wiersz - ten napisała Beata:
I to powitanie życia, zgoda na nie pomimo bólu i cierpienia, to jest waśnie cel terapii DDA. Warto spróbować go osiągnąć.
Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu
Jeśli więc myśleć o celu terapii DDA jako o nauce zapominania - to jest to myślenie sprzeczne z rzeczywistymi celami, jakie stawia przed sobą terapia skierowana do Dorosłych Dzieci Alkoholików. Często bowiem DDA cierpią właśnie z tego powodu, że w sztuce niepamiętania są nadzwyczaj biegłe. Zaprzeczanie, także zaprzeczanie problemom to jeden z objawów syndromu DDA. Niechęć do pamiętania o tym, co złe, co sprawia ból to nic innego jak nawykowe unikanie przykrych emocji, tzw. zamrażanie. Ta niechęć często staje się argumentem przeciwko podjęciu terapii: "Po co rozgrzebywać stare rany?!", "Co było a nie jest nie pisze się w rejestr", "Nie można żyć przeszłością" itp. Taka argumentacja zazwyczaj wynika z lęku, nie zaś z realnego widzenia siebie i świata. Prawdą jest, że nie wszystkie osoby, które wychowywały się w rodzinie alkoholowej potrzebują terapii - te które jej nie potrzebują, nie starają się za wszelką cenę nie pamiętać przeszłości. Żyją z nią jak z integralną częścią siebie, bo doświadczenie bycia dzieckiem jest nieodłącznym elementem bycia człowiekiem.
Te osoby, dla których terapia DDA jest wskazana, starają się wymazać dzieciństwo ze swojego życiorysu. Mają zazwyczaj kilka wyidealizowanych wspomnień utrwalonych na podstawie pogodnych rodzinnych fotografii i familijnej legendy opowiadanej na uroczystościach przez mamę ciociom i wujkom. Są dzielne, robią karierę, planują swoje życie i kontrolują je niemal obsesyjnie. A kiedy cokolwiek wymknie się spod kontroli, wpadają w panikę. Często wybierają zawód związany z pomaganiem innym - są psychologami, nauczycielami, doradcami, duchownymi, lubią pracę z dziećmi. Na pozór wszystko prawidłowo - aż za prawidłowo. Co kryje się za tymi pozorami? Np. niepohamowane łzy na widok płaczącego dziecka. Albo atak paniki, kiedy ktoś niespodziewanie dotknie dłoni takiej osoby, albo pogłaszcze po ramieniu. Zdarza się też głęboki smutek, choć dookoła wiosna i zadowoleni z życia ludzie. I brak zaufania do wszystkich a nawet do samego siebie - nie poparty żadnym, realnym doświadczeniem. Albo akty autoagresji, które przynoszą ulgę, bo są karą za noszoną w głębi duszy winę. Lub wybuchy złości - z wrzaskami i aktami przemocy, kiedy przyczyną takiego wybuchu bywa jakiś nieistotny drobiazg. Te i wiele innych pojawiających się emocji nieadekwatnych do tego, co dzieje się realnie, są sygnałem, że można wyrzucić wspomnienia z umysłu, ale nie da się ich usunąć ze sfery emocji.
Tak rozumiana pamięć emocjonalna, jako cel terapii DDA wyznacza nie zapominanie, ale pamiętanie. Celem jest taki rodzaj kontaktu ze wspomnieniami, który pozwoli odreagować to, co zepchnięte poza świadomość, aby umożliwić kolejny kontakt już bez nadmiarowego przeżywania emocji, aż do ich wyciszenia, ale beż zamrażania i wypierania. Najprościej mówiąc - aby wspomnienia jak najmniej bolały i aby nadano im przynależną rangę wspomnień, a nie - wyskakującego z mroku demona. I aby dorosłe życie w związku z tym można było oprzeć na świadomych wyborach a nie - przeniesieniowych reakcjach: jeśli nie ufam temu mężczyźnie, to dlatego, że on, konkretny Jacek czy Wojtek nie zasługuje na zaufanie, nie zaś dlatego, że jest mężczyzną i tym samym, tak jak mój ojciec, wykorzystuje wszystkie kobiety. Jeśli moja szefowa zarzuca mi niekompetencję, to spokojnie rozważam czy ma rację i jeśli tak, to poprawiam swój błąd, a jeśli nie, protestuję - nie popadam w poczucie winy mimo jej braku i nie przepraszam na wszelki wypadek, żeby tylko nie było jej przykro, tak jak bywało mojej mamie, kiedy coś zrobiłam nie tak, jak trzeba.
Ale nie wszystkie Dorosłe Dzieci Alkoholików nie pamiętają przeszłości lub udają, że jej nie pamiętają. Duża grupa osób zgłasza się na terapię, bo (najczęściej w związku z przekonaniami religijnymi) nosi w sobie ból krzywdy i chcąc ten ból złagodzić, pragnie wybaczyć krzywdzicielowi. Są i tacy, którzy boją, się, że przebaczenie umniejszy rangę ich cierpienia, odbierze mu właściwą wagę, zdeprecjonuje je - i dlatego na terapię się nie zgłaszają (szczególnie, jeśli zetkną się gdzieś z koncepcją Dwunastu Kroków DDA). To bardzo ważne, aby aspekt przebaczenia nie wysuwał się w terapii na plan pierwszy. Jasne, że są tacy, którym poprzez uczestniczenie w procesie terapeutycznym uda się rozbudzić w sobie ten rodzaj wielkoduszności, jaki pozwala na przebaczenie. Ale nie to jest celem terapii DDA. Koncepcja Jerzego Mellibrudy opisana w "Pułapce niewybaczonej krzywdy", a na której opiera się większość programów terapii DDA, mówi o przebaczaniu w sensie psychologicznym. Słowo "przebaczenie" w polskiej rzeczywistości społecznej funkcjonuje bardzo niejednoznacznie - obciążone jest konotacjami religijnymi, wprzęga się w dyskurs na temat winy i kary, obowiązku i dobrej woli, a jego potoczne rozumienie często opiera się na przekonaniach, że "wybaczyć znaczy zrozumieć" (czyli wytłumaczyć i usprawiedliwić) lub co gorsze "wybaczyć znaczy zapomnieć". Wydaje się, że wygodniej, a na pewno bezpieczniej, w terapii posługiwać się dla określenia możliwego jej celu, słowami: akceptacja, pogodzenie się, rozstanie lub pożegnanie.
Jakiego rodzaju miałoby to być pożegnanie i przede wszystkim z czym lub z kim? Kiedy proponuję pacjentom na koniec terapii pracę "Pożegnanie z dzieciństwem", często budzi to lęk lub zdziwienie: "Jak to - pozwoliłaś mi spotkać się ze mną dzieckiem, poczułem się bezpiecznie, a teraz mam się żegnać?!" Bunt jest jak najbardziej słuszny - nie chodzi o to, aby żegnać się z własnymi cechami dziecięcymi, które w toku terapii można odkryć i polubić, tym bardziej nie chodzi o pożegnanie tzw. wewnętrznego dziecka, wręcz przeciwnie, znalezienie mu miejsca w swoim dorosłym życiu, to jedno z najprzyjemniejszych doświadczeń terapii. Pożegnanie ma być zwieńczeniem procesu terapeutycznego, a więc w poczuciu pełnej samodzielności i mocy, ma umożliwić uczestnikowi terapii odnalezienie takiego symbolu, który pozwoli mu poczuć się wolnym. Symbol ten ma być kluczem czy pomostem do przeniesienia doświadczenia terapeutycznego w realne życie. Bo celem każdej psychoterapii, a terapii DDA szczególnie, jest wyposażenie w narzędzia, które poprawią jakość życia osoby w terapii uczestniczącej. Terapia DDA należy do tych rodzajów psychoterapii, które trudno potraktować zadaniowo, sztuka dla sztuki czy jako zaliczenie kolejnej formy poznawania siebie. Wspólnota doświadczeń osób spotykających się w grupie DDA przy jednoczesnym traktowaniu tych osób z należytym poszanowaniem ich odrębności i wyjątkowości każdego z tych pozornie podobnych doświadczeń, jest środkiem w drodze do celu: wyjścia z pułapki i odzyskania prawdziwej wolności. Bo żegnamy się z czymś, aby powitać to, co nowe.
Czasami w terapii przebiega to tak, jak w opisanej poniżej historii.
Głównym problemem trzydziestodwuletniej Magdy było nieustanne powątpiewanie w sens tego, co robi, co myśli, a nawet negacja własnych uczuć i odczuć. Była obsesyjnie skoncentrowana na opinii innych ludzi na swój temat - wyławiała jednak z ich wypowiedzi, gestów, tonu głosu, wyrazu twarzy, dezaprobatę dla siebie. Paradoksalnie, to właśnie ta domniemana dezaprobata dawała jej siłę do działania - musiała przecież wszystkim udowodnić, że nie jest tak słaba, dziwna i nienormalna, jak myślą. Magda była jedynym dzieckiem swoich rodziców, jej tata pił, a mama udawała, że nie ma problemu, negując wszelkie próby nazywania go przez córkę. To właśnie od mamy Magda najczęściej słyszała, że coś jej się znów wydaje, że jest histeryczką, że przesadza, że to, co widzi i nazywa, jest zupełnie czymś innym, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Mała Magda walczyła o prawdę. Dorosła Magda nie wiedziała już, co jest prawdą, ale walczyła nadal.
W grupie terapeutycznej, Magda była bardzo otwarta, zdeterminowana do zmiany, nie miała już siły na walkę ze wszystkim i ze wszystkimi. Ale nie mogła przestać. W pewnym momencie terapii, kiedy Magda miała pracować nad jakimkolwiek problemem, jej praca przybierać zaczęła wciąż tę samą formę: monolog, a właściwie dialog Magdy z Magdą oparty na zaprzeczaniu każdego konstruktywnego wniosku, do jakiego doszła. Trudnością stało się także wytrącenie Magdy z poziomu pracy poznawczej na poziom głębszy, dotykający emocji i wartości. Wszelkie próby kończyły się relatywizacją chwilowego wglądu i przypominały kręcenie się w kółko.
I w końcu udało się coś nowego. Po wielu tygodniach zmagań Magda już nie miała siły na szukanie argumentów za i przeciw. Doszła do momentu, kiedy zobaczyła, że wciąż szuka ostatecznej odpowiedzi na pytanie "Czy matka mnie kocha (kochała) czy nie?". Niejednoznaczna odpowiedź prowokowała dalsze dociekania. I w tym stanie zmęczenia, znękania niemal, poprosiłam Magdę o zamknięcie oczu i wyobrażenie sobie, że nie zależy jej na uzyskaniu odpowiedzi. "Wyobraź sobie siebie - mówiłam - w takim stanie, kiedy odpowiedź jest całkowicie nieważna, nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia... Jesteś tą, która nie zadaje pytania 'czy mama mnie kocha', bo do niczego nie potrzebujesz odpowiedzi na to pytanie...". Magda wyobraziła sobie, że znajduje się na szczycie wysokiej góry. Pierwszym odczuciem, jakie pojawiło się w związku z tym obrazem, była samotność. Przeżycie tej samotności było dla Magdy trudne, ale kiedy się z nią oswoiła, zobaczyła, że miejsce, w którym się znalazła, jest piękne. I uczucie, które się wówczas pojawiło, to była wolność. Magda doświadczała w wyobraźni poczucia wolności - być może po raz pierwszy w życiu. Jej wyobraźnia czy nieświadomość pokazała także, że i inni ludzie są na tej górze. Że to, czego doświadcza, jest udziałem wielu osób. Ale Magda poczuła, że jej droga na szczyt góry była inna - musiała sama odkryć szlak, trochę bardziej niż inni odczuwała zmęczenie... A jednak doszła. Zdobyła szczyt. I wtedy poczuła dumę i zadowolenie. Z siebie.
A czasami na koniec terapii powstaje wiersz - ten napisała Beata:
- Pożegnanie z dzieciństwem
Żegnaj dzieciństwo niebłogie,
Srogie
Bojące, doskwierające
Żegnaj dziecko we mgle widziane,
Nieakceptowane
Żegnaj szara myszko mała
Niedoskonała
Żegnaj dziewczynko obrażana
Nieprzytulana
Z bagażem płyniesz w świat
Pod wiatr
Żegnajcie latawce marzenia
Nie do spełnienia
Na czas
To co najlepsze i tak jest w nas
Żegnajcie potrzeby niewypowiedziane
Zalane łzą
Nie na darmo szłaś drogą
Czarną tyle lat
Teraz otwiera się świat
Witaj życie!
I to powitanie życia, zgoda na nie pomimo bólu i cierpienia, to jest waśnie cel terapii DDA. Warto spróbować go osiągnąć.
- Autorka jest pedagogiem, absolwentką Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego (dyplom z wyróżnieniem, praca magisterska z zakresu andragogiki); certyfikowaną specjalistką psychoterapii uzależnienia i współuzależnienia; członkinią Polskiej Federacji Psychoterapii i Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Uzależnienia. Kieruje Poradnią Leczenia Uzależnień i Współuzależnienia w warszawskiej dzielnicy Włochy, gdzie m.in. prowadzi terapię grupową DDA według autorskiego programu. Publikuje artykuły w dwumiesięczniku "Terapia Uzależnienia i Współuzależnienia". W założonym przez siebie Ośrodku STEP prowadzi terapię indywidualną i grupową dla Dorosłych Dzieci Alkoholików (DDA) i osób uzależnionych z długotrwała abstynencją (powyżej dwóch lat) oraz szkolenia z zakresu psychoterapii.
Opublikowano: 2006-11-01
Zobacz komentarze do tego artykułu
Zapomnieć? Przebaczyć? Pożegnać się? Czyli o celach terapii DDA
Autor: isabelka Data: 2006-12-10, 23:04:53 OdpowiedzCzytając artykuł mam wielki mętlik w głowie,zapewne przeczytam go jeszcze kilka razy,aby dokładnie go przeanalizować.Dla mnie ten temat jest bardzo ważny,jestem DDA i po raz pierwszy w zyciu dziś zajrzałam na te stronki i zadałem sobie pytanie dlaczego tyle czasu czekałam...?Nie znam dokładnej odpow... Czytaj dalej
- RE: Zapomnieć? Przebaczyć? Pożegnać się? Czyli o celach terapii DDA - jolap, 2008-03-07, 17:08:22
- RE: Zapomnieć? Przebaczyć? Pożegnać się? Czyli o celach terapii DDA - schrei, 2008-03-07, 23:17:20