Reklamy
Artykuł
Damian Zdrada
Bajka o wszechmocnym duchu
W pewnej wiosce żył sobie człowiek, imieniem Feliks. Nie był szczęśliwy, gdyż bardzo chciał być lepszy, niż był. Niekiedy uważał, że wszystko potrafi robić najlepiej, jest mądry, za co powinni go wszyscy cenić i poważać. Czasem jednak odczuwał, że coś w nim jest nie tak: doświadczał wówczas chwili zwątpienia i rezygnacji. Miał wtedy poczucie, że jeszcze nie jest taki idealny, jak być powinien. "Gdybym był tylko trochę lepszy - myślał - byłbym szczęśliwy". A niczego tak bardzo nie pragnął, jak podziwu i akceptacji innych ludzi. Ale gdy jednego dnia komuś pomógł, drugiego dnia opowiadał z szyderczym uśmiechem na twarzy o tym, jak to on ? Feliks - musiał pomagać jakiemuś niedołędze w rozwiązaniu śmiesznie prostego problemu. Dlatego ludzie z wioski często wypominali mu, że jest niedobry dla innych i dwulicowy. On wtedy myślał, że inni nie doceniają go, bo mu zazdroszczą jego cech. Gdy zaś coś mu się nie udawało, czuł się mały i bezradny. A myśl o tym, że jest słaby, przerażała go. Wtedy stawał się krytyczny w stosunku do innych i obwiniał ich za swoje niepowodzenia, aby w ten sposób podwyższyć swoje mniemanie o sobie.
Pewnego dnia wyruszył na polowanie. Zobaczył pięknego, białego jelenia z ogromnym porożem i zapragnął go upolować. "Taka zdobycz sprawi - myślał - że inni w wiosce zaczną mi zazdrościć. Będę chodzić w skórze białego jelenia a wszyscy będą mnie podziwiać". I w pogoni za zwierzęciem zapuścił się w takie rejony lasu, gdzie nigdy jeszcze nie był. W pewnym momencie jeleń zniknął gdzieś w gęstwinie, jakby rozpłynął się w powietrzu. Nastała głucha cisza. Feliks nie wiedział gdzie jest, zbliżał się zmrok. Zmęczony usiadł pod drzewem i wtedy ukazała mu się zjawa. Było coś dziwnego w tej postaci: była biała jak śnieg, ale też jak śnieg zimna. Bił z niej blask, ale niczego nie oświetlał. Sprawiała wrażenie radosnej, ale w jej oczach widać było pustkę. "Kim jesteś? Odejdź ode mnie" - powiedział przerażony myśliwy. Czuł jednak, że jest coś w tej postaci, co go przyciąga i przeraża w jednej chwili. "Jestem duchem białego jelenia - powiedziała zjawa - szukałeś mnie, goniłeś, więc jestem." "Czego chcesz ode mnie?" - spytał Feliks. "Ha, ha" - odrzekł duch - "To raczej ja powinienem zadać ci to pytanie. Przecież tyle biegłeś za mną, szukałeś mnie. Za Twoją wytrwałość w gonitwie, mogę spełnić jedno Twoje życzenie. A nazywam się Metuor, najpotężniejszy z demonów, bo czerpię siłę z lęku ludzi".
Feliks nie zastanawiał się długo, miał przecież marzenie: "Chcę być idealny, chcę, żeby wszyscy mnie podziwiali, za to, kim jestem". Metuor odpowiedział mu: "Nie ma sprawy, możesz być lepszy. Daj mi to wszystko, czego w sobie nie lubisz. Daj mi swoją złość, skąpstwo, samolubstwo... Ja to wszystko rozpuszczę w magicznym płynie i schowam do butelki, która będzie zakręcona i na pewno to wszystko stamtąd nie wyjdzie. Ale pod jednym warunkiem: raz na jakiś czas, będziesz musiał tą butelkę odkręcić i wypić jej zawartość. Będziesz wówczas znów miał te wszystkie wady. Będziesz słaby, agresywny, leniwy. Ale później działanie płynu minie i znowu będziesz mógł schować te cechy do butelki, a ja je popilnuję, żeby ci nie przeszkadzały w życiu".
Feliks pomyślał: "Jeśli przez trzy dni w miesiącu byłbym złym człowiekiem, a przez pozostałe dwadzieścia siedem dni dobrym, to jest to układ do przyjęcia". Zgodził się więc na takie rozwiązanie. Podpisał cyrograf z Metuorem. Odbił na kartce ślad kciuka umazanego we własnej krwi.
Cieszył się od tego dnia tym, że jest idealny. Ludzie mówili: "Feliks to jest ktoś! Pannisko nam takie z niego wyrosło. Silny jest i urodziwy, żadna panna, ani nawet mężatka mu się nie oprze. A jaki bogaty!"
Ale dni mijały. Pewnego dnia Metuor pojawił się, mówiąc: "Przypominam Ci o naszym układzie. Teraz musisz się napić z butelki". Feliks wypił więc wszystkie cechy, których w sobie nie akceptował, rozpuszczone w płynie. Niezbyt mu to smakowało, ale działanie specyfiku było nawet przyjemne. Przestało zależeć mu na byciu idealnym i czuł ogromne rozluźnienie, jakby ktoś wielki ciężar zdjął z jego serca. Doświadczał przy tym tak niezwykłego poczucia mocy, że mógł zapomnieć o tym, że nie jest taki, jaki chciał być. Przez kilka dni był całkowicie pod władaniem substancji. Stracił wszystko, co zyskał przez okres swojej świetności. Roztrwonił majątek, chodził brudny i śmierdzący, a ludzie wytykali go palcami śmiejąc się: "A to ci checa, toć to nasz Feliks śpi ze świniami w chlewiku". Ale i to w końcu minęło, działanie płynu miało swój kres i mógł się ponownie cieszyć tym, że jest idealny. Sytuacja się powtarzała. Feliks mówił: "Jestem dobrym człowiekiem, tylko przez tego Metuora i ten jego napój, czasem jestem zły". Ludzie pukali mu się w czoło nie rozumiejąc, co ma na myśli. Żadnego ducha przecież nie widzieli, spostrzegali tylko tyle, że Feliks dziwnie się zachowuje, wpadając ze skrajności w skrajność.
Metuor z biegiem czasu podwyższał stawkę. Był przebiegły. Wiedział, że Feliks łatwo zgodzi się na kolejne ustępstwa. Po jakimś czasie, więcej dni w miesiącu był złym człowiekiem, niż dobrym. Feliks myślał jednak: "Metuor jest wszechmocny i wszechpotężny, tylko on jest w stanie zapanować nad moimi złymi cechami. Nie mogę zrezygnować z tego układu. Ponadto, ponieważ jest on takim silnym duchem, gdybym mu się przeciwstawił, pewnie zrobiłby mi krzywdę mszcząc się na mnie za niewywiązywanie się z umowy". Ludzie zaś powtarzali: "No to jak to jest z tym Feliksem: raz jest dobry, bogaty i wspaniałomyślny, innym razem zły tak bardzo, że bez kija nie podchodź. Czy można mieć za sąsiada tak nieobliczalnego człowieka?" Z chęcią by go wygnali, zapomnieli o nim. Byli bowiem bezradni wobec tego, co się działo z Feliksem.
Lata mijały, Feliks coraz bardziej czuł się niezadowolony z układu. Był tym bardzo zmęczony. Metuor natomiast rósł w siłę, z każdym dniem miał coraz większą władzę nad Feliksem. Pewnego dnia, Feliks był tak wyczerpany ostatnim spotkaniem z duchem, że wątpił w to, czy przeżyje następną godzinę. Ale Metuor znowu się pojawił, żądając zapłaty. Wówczas Feliks powiedział: "Niech się dzieje, co chce, idę do znachora, może on mnie uwolni spod wpływu złego ducha".
Pustelnik Bożydar mieszkał daleko za wsią, na bagnach. Ludzie potajemnie chodzili do niego, bo wstydzili się korzystać z jego usług. Ich duma nie pozwalała im przyznać się do tego, że są na tyle słabi, że czasem potrzebują pomocy. Ale często się zdarzało, że ktoś ze wsi znikał gdzieś na cały dzień, a inni przymykali oczy, gdy widzieli go jak krył się za ścianą lasu z tobołkiem podarunków dla znachora. A nawet zdarzało się, że mijali się w lesie na ścieżce prowadzącej na bagna. Udawali wtedy, że zbierają grzyby czy jagody, rozmawiali o pogodzie ale dobrze wiedzieli, kto mieszka na końcu ścieżki i że po nic innego, jak po radę pustelnika się tędy nie chodzi. Można by rzec, że mieszkańcy wsi zawarli niepisaną i niewypowiedzianą umowę o tym, że o korzystaniu z rad pustelnika się nie rozmawia, bo to krępująca sprawa.
I tak oto Feliks do niego zawitał i opowiedział mu o swoim problemie, prosząc, aby odpędził ducha od niego. Znachor najpierw nie wiedział, co ma robić z tą sytuacją. Ludzie zawsze go zaskakiwali tym, z czym do niego przychodzili. A to stara panna chciałyby być młodsza i znaleźć mężczyznę, co by jej dogodził, bo za młodu się bała. A to ojciec chciał, żeby jego syn został tak jak on, kowalem, a syn wybierał się w podróż po świecie i ani myślał zostawać we wsi. Różne ludzie mieli problemy, a on nigdy nie wiedział, jak ma im pomóc.
Ale znał pewien sekret: szum drzew na bagnie zawsze podpowiadał mu rozwiązanie. Stare sosny bagienne, jak nikt inny rozumiały ludzką dolę, wystarczyło tylko ich posłuchać. "Ech, gdyby ludzie wiedzieli, skąd czerpię swą moc do pomagania, pewnie kazaliby mnie wychłostać i utopić w bagnie..." - myślał czasem. I tym razem udał się między drzewa, pytając o radę w sprawie Feliksa.
Sosny szumiały delikatnie, jakby się zastanawiając... a w końcu odpowiedziały: "Tak potężnego demona tylko pokora pokona! Ukłoń się przed nim i złóż mu w darze, dar mowy drzew rozumienia, ja ci tak każę!" Bożydar był przerażony. Myślał: "Czy mam zrezygnować z tego, co jest dla mnie najcenniejsze? Czy mogę oddać coś, co jest sensem mojego życia? Czy w ogóle mogę pokłonić się przed demonem? Nie, tego nie mogę zrobić". Zwrócił się więc do nich: "Sosny bagienne, dajcie mi inną radę, inny sposób na ducha, bo z tego skorzystać nie mogę". Drzewa znów zaszumiały, jakby rozmawiając między sobą i powiedziały: "Dobrze, o Mądry Panie, damy Ci inne rozwiązanie: sam możesz pokonać demona, lecz wiedz, że jeśli nie skona, na zawsze moc swą utracisz, już nigdy naszego głosu nie usłyszysz!" Bożydar zmartwił się tym bardzo. Ale uznał, że propozycja jest do przyjęcia: "Dobrze - powiedział - sam sobie poradzę z demonem. Czyż nie jestem dobrym znachorem? Czyż nie mam długiego doświadczenia w walce z demonami? Mam wszystko, co jest potrzebne". Zaczął zastanawiać się nad pokonaniem demona, aż uznał, że zna rozwiązanie: przywołał zaklęciem straszliwym ducha, wziął od niego butelkę ze złymi cechami Feliksa sposobem tak sprytnym i tajemnym, że Feliks nawet nie był w stanie pojąć, co znachor robi i schował ją do mocnej, dębowej szafy. Zamknął ją natychmiast siedmioma magicznymi pieczęciami i zabronił Feliksowi przychodzić do siebie, choćby nie wiem, co się działo.
Duch zniknął. Przestał nękać Feliksa. Przez chwilę Feliks czuł się wspaniale: kłopoty minęły! Koniec z walką z demonem! Radosny popędził do wsi, a znachor dumny ze swojej mocy rozparł się wygodnie w fotelu na ganku. Wokół panowała przejmująca cisza, złowieszcza jak oko cyklonu, ale Bożydar tak bardzo był przepełniony pychą, że nie zwrócił na to uwagi. Skupiony na dumie, jaką przyniósł mu sukces, w końcu zasnął...
Tymczasem Feliks powracał do normalnego życia. Mijały dni, a w tym czasie stopniowo ustępowała euforia, którą cieszył się po uwolnieniu spod władzy demona. Wkrótce zauważył, że wcale nie był bardziej zadowolony z życia. Czuł się słaby, bezradny - nie miał na nic siły. Chodził po wsi markotny, nie mógł się zmobilizować do żadnej pracy, ludzie jakby o nim zapomnieli. Doświadczał albo nudy, albo złościł się na innych z byle powodu, nic go nie cieszyło. W końcu sam przywołał Metuora pytając, co się dzieje. Ten odpowiedział: "Masz, co chciałeś. Dałeś mi swoje wady, a w ten sposób oddałeś mi połowę siebie. Teraz, gdy pustelnik je schował, jesteś słabszy o połowę, bo nie masz dostępu do połowy swojej siły". Feliks był teraz całkowicie załamany. Wszechmocny duch jawił mu się jako jeszcze bardziej potężny. Bał się, że teraz demon może pojawić się znowu, a on nie będzie potrafił obronić się przed nim. A wiedział, że kolejne z nim spotkanie może zakończyć się dla niego naprawdę tragicznie. Pobiegł czym prędzej do pustelnika, błagając go, aby wyciągnął z szafy butelkę. Pamiętał, że chociaż płyn powodował, że stawał się złym człowiekiem, dawał mu siłę, której on teraz potrzebował, aby obronić się przed złym duchem. Bożydar ociągał się długo, ale w końcu, gdy Feliks zagroził mu, że go zabije, jeśli szafy nie otworzy, ten widząc obłęd w jego oczach spełnił jego żądanie.
Wypił Feliks duszkiem zawartość butelki, ale zauważył, że tym razem nic się nie zmieniło. Dalej był pełen wściekłości i szaleństwa, jak przed chwilą. Czy był pod wpływem środka, czy bez niego - nie odczuwał już różnicy. Zrozumiał, że od teraz jest w pełni pod władaniem Metuora. Nie ma już dobrego Feliksa. Nie ma już nadziei. Zrozpaczony biegł przed siebie, przez lasy, pola, aż legł z wyczerpania.
A Bożydar padł na kolana przerażony swą pychą i wiarą w nieomylność. Zrozumiał, że przegrał i stracił swój dar pomagania na zawsze. Świat, tak radosny i przyjazny, przepełniony głosem drzew, przestał istnieć. Zapadła cisza, w której tylko szum igieł poruszanych wiatrem przypominał mu o tym, że wśród koron sosnowych toczy się jakaś rozmowa. Ale on już jej nie rozumie... Był zły na siebie, że dał się zwieść swojemu rozumowi. Był wściekły na demona, który okazał się silniejszy od niego. Przegrał - i już nigdy nie będzie mógł korzystać ze swojej mocy.
Tymczasem Feliks, leżąc zmęczony na ziemi, wił się jak szalony. Miotał nim strach i lęk przed tym, co stanie się dalej. Wtedy duch się pojawił przed nim szydząc z niego: "No i co, Feliksie, dalej chcesz być dobry? Dalej chcesz budzić podziw innych ludzi? Ha, ha - teraz jesteś mój. Sam mnie stworzyłeś, sam nadałeś mi siłę, a teraz się mnie boisz?".
Feliks ukląkł przed nim i powiedział: "Wiem, duchu, że jesteś silniejszy ode mnie, poddaję się Tobie, nie wygram z Tobą, jestem słabszy od Ciebie". Wtedy duch powiedział: "Tak, mam pełnię władzy nad Tobą, Feliksie i mogę zrobić z Twoim życiem wszystko, co mi się podoba". I mówiąc to, przez otwarte usta Feliksa zaczął wnikać do jego wnętrza śmiejąc się przy tym złowieszczo. Ten był przerażony. Wiedział, że teraz duch zawładnie nim jeszcze mocniej, już nigdy się od niego nie uwolni, bo będzie go miał w sobie na zawsze. Czuł jak duch go wypełnia, zajmując każdą wolną przestrzeń w jego wnętrzu. Zajmuje jego serce i umysł, trzewia i mięśnie. Jednak działo się coś szczególnego: im bardziej czuł w sobie obecność ducha, tym bardziej był świadomy tego, że wraca do niego siła. Co więcej: miał wrażenie, jakby sam stawał się Metuorem, jakby znikający duch wypełniał go, oddając mu swoją magiczną, wszechpotężną moc. Znów stawał się samolubny, agresywny, nieodpowiedzialny. Ale tym razem przyjmował z wdzięcznością te cechy czując, że są jego i że stanowią to, dzięki czemu jest jedynym i niepowtarzalnym Feliksem. Mógł czerpać z nich siłę. Po duchu nie zostało zaś ani śladu...
I stała się wtedy rzecz szczególna: Bożydar, który siedział w swej chacie gryziony rozpaczą, nagle usłyszał znajomy głos sosnowego lasu: "Koło fortuny się kręci, blask świata, ułomnych nas, nęci. Z pychy, nie z miłości oddałeś swoje dary, ale nie spodziewaj się już żadnej kary. Demon jest pustką rządzony, nie rozróżnia powodów, dla których biją mu pokłony. Przepraszamy Cię Mądry Panie, niech dar Twój przy Tobie zostanie". A Bożydar był wdzięczny za te słowa i bardzo wzruszony. Wdzięczność go przepełniała za to, że drzewa tak dobrze rozumiały ułomną naturę człowieka i same gotowe były przyznać się do własnej słabości. W tym momencie poczuł, że odzyskał swoją moc.
Po tych wydarzeniach, wiódł Feliks spokojne życie. Może nie wszystko się układało, jednak wiedział ponad wszystko, że jest tylko zwykłym człowiekiem, a w życiu różnie bywa, gdyż nie zawsze podoba nam się to, co dostajemy... Nie mógł tego pojąć: "Czyżbym tyle czasu bał się samego siebie? Czyżby Metuor nigdy nie istniał? Zastanawiał się nad tym, bezowocnie szukając odpowiedzi. Tylko pustelnik Bożydar - widząc czasem Feliksa - życzliwie się do niego uśmiechał, gdyż wiedział, że uciekając przed sobą, ludzie tworzą najstraszliwsze demony...
Od tamtego czasu, mieszkańcy wioski dziwili się pytając, jak to możliwe, że Feliks tak bardzo się zmienił. Mówili o nim: "Jest teraz dobrym człowiekiem, rozumie innych i im pomaga. Nie ocenia innych za ich przywary, życzliwy jest i pogodzony z losem. Czasem jest niedobry, jak wszyscy ludzie, ale taka jest nasza natura. Ale on teraz umie się przyznać do swoich błędów i słabości". Z czasem, Feliks stał się ważną osobą w tej wiosce, wszyscy go szanowali i chodzili do niego po radę, ceniąc jego słowa. A on żył skromnie, długo i szczęśliwie.
Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu
Pewnego dnia wyruszył na polowanie. Zobaczył pięknego, białego jelenia z ogromnym porożem i zapragnął go upolować. "Taka zdobycz sprawi - myślał - że inni w wiosce zaczną mi zazdrościć. Będę chodzić w skórze białego jelenia a wszyscy będą mnie podziwiać". I w pogoni za zwierzęciem zapuścił się w takie rejony lasu, gdzie nigdy jeszcze nie był. W pewnym momencie jeleń zniknął gdzieś w gęstwinie, jakby rozpłynął się w powietrzu. Nastała głucha cisza. Feliks nie wiedział gdzie jest, zbliżał się zmrok. Zmęczony usiadł pod drzewem i wtedy ukazała mu się zjawa. Było coś dziwnego w tej postaci: była biała jak śnieg, ale też jak śnieg zimna. Bił z niej blask, ale niczego nie oświetlał. Sprawiała wrażenie radosnej, ale w jej oczach widać było pustkę. "Kim jesteś? Odejdź ode mnie" - powiedział przerażony myśliwy. Czuł jednak, że jest coś w tej postaci, co go przyciąga i przeraża w jednej chwili. "Jestem duchem białego jelenia - powiedziała zjawa - szukałeś mnie, goniłeś, więc jestem." "Czego chcesz ode mnie?" - spytał Feliks. "Ha, ha" - odrzekł duch - "To raczej ja powinienem zadać ci to pytanie. Przecież tyle biegłeś za mną, szukałeś mnie. Za Twoją wytrwałość w gonitwie, mogę spełnić jedno Twoje życzenie. A nazywam się Metuor, najpotężniejszy z demonów, bo czerpię siłę z lęku ludzi".
Feliks nie zastanawiał się długo, miał przecież marzenie: "Chcę być idealny, chcę, żeby wszyscy mnie podziwiali, za to, kim jestem". Metuor odpowiedział mu: "Nie ma sprawy, możesz być lepszy. Daj mi to wszystko, czego w sobie nie lubisz. Daj mi swoją złość, skąpstwo, samolubstwo... Ja to wszystko rozpuszczę w magicznym płynie i schowam do butelki, która będzie zakręcona i na pewno to wszystko stamtąd nie wyjdzie. Ale pod jednym warunkiem: raz na jakiś czas, będziesz musiał tą butelkę odkręcić i wypić jej zawartość. Będziesz wówczas znów miał te wszystkie wady. Będziesz słaby, agresywny, leniwy. Ale później działanie płynu minie i znowu będziesz mógł schować te cechy do butelki, a ja je popilnuję, żeby ci nie przeszkadzały w życiu".
Feliks pomyślał: "Jeśli przez trzy dni w miesiącu byłbym złym człowiekiem, a przez pozostałe dwadzieścia siedem dni dobrym, to jest to układ do przyjęcia". Zgodził się więc na takie rozwiązanie. Podpisał cyrograf z Metuorem. Odbił na kartce ślad kciuka umazanego we własnej krwi.
Cieszył się od tego dnia tym, że jest idealny. Ludzie mówili: "Feliks to jest ktoś! Pannisko nam takie z niego wyrosło. Silny jest i urodziwy, żadna panna, ani nawet mężatka mu się nie oprze. A jaki bogaty!"
Ale dni mijały. Pewnego dnia Metuor pojawił się, mówiąc: "Przypominam Ci o naszym układzie. Teraz musisz się napić z butelki". Feliks wypił więc wszystkie cechy, których w sobie nie akceptował, rozpuszczone w płynie. Niezbyt mu to smakowało, ale działanie specyfiku było nawet przyjemne. Przestało zależeć mu na byciu idealnym i czuł ogromne rozluźnienie, jakby ktoś wielki ciężar zdjął z jego serca. Doświadczał przy tym tak niezwykłego poczucia mocy, że mógł zapomnieć o tym, że nie jest taki, jaki chciał być. Przez kilka dni był całkowicie pod władaniem substancji. Stracił wszystko, co zyskał przez okres swojej świetności. Roztrwonił majątek, chodził brudny i śmierdzący, a ludzie wytykali go palcami śmiejąc się: "A to ci checa, toć to nasz Feliks śpi ze świniami w chlewiku". Ale i to w końcu minęło, działanie płynu miało swój kres i mógł się ponownie cieszyć tym, że jest idealny. Sytuacja się powtarzała. Feliks mówił: "Jestem dobrym człowiekiem, tylko przez tego Metuora i ten jego napój, czasem jestem zły". Ludzie pukali mu się w czoło nie rozumiejąc, co ma na myśli. Żadnego ducha przecież nie widzieli, spostrzegali tylko tyle, że Feliks dziwnie się zachowuje, wpadając ze skrajności w skrajność.
Metuor z biegiem czasu podwyższał stawkę. Był przebiegły. Wiedział, że Feliks łatwo zgodzi się na kolejne ustępstwa. Po jakimś czasie, więcej dni w miesiącu był złym człowiekiem, niż dobrym. Feliks myślał jednak: "Metuor jest wszechmocny i wszechpotężny, tylko on jest w stanie zapanować nad moimi złymi cechami. Nie mogę zrezygnować z tego układu. Ponadto, ponieważ jest on takim silnym duchem, gdybym mu się przeciwstawił, pewnie zrobiłby mi krzywdę mszcząc się na mnie za niewywiązywanie się z umowy". Ludzie zaś powtarzali: "No to jak to jest z tym Feliksem: raz jest dobry, bogaty i wspaniałomyślny, innym razem zły tak bardzo, że bez kija nie podchodź. Czy można mieć za sąsiada tak nieobliczalnego człowieka?" Z chęcią by go wygnali, zapomnieli o nim. Byli bowiem bezradni wobec tego, co się działo z Feliksem.
Lata mijały, Feliks coraz bardziej czuł się niezadowolony z układu. Był tym bardzo zmęczony. Metuor natomiast rósł w siłę, z każdym dniem miał coraz większą władzę nad Feliksem. Pewnego dnia, Feliks był tak wyczerpany ostatnim spotkaniem z duchem, że wątpił w to, czy przeżyje następną godzinę. Ale Metuor znowu się pojawił, żądając zapłaty. Wówczas Feliks powiedział: "Niech się dzieje, co chce, idę do znachora, może on mnie uwolni spod wpływu złego ducha".
Pustelnik Bożydar mieszkał daleko za wsią, na bagnach. Ludzie potajemnie chodzili do niego, bo wstydzili się korzystać z jego usług. Ich duma nie pozwalała im przyznać się do tego, że są na tyle słabi, że czasem potrzebują pomocy. Ale często się zdarzało, że ktoś ze wsi znikał gdzieś na cały dzień, a inni przymykali oczy, gdy widzieli go jak krył się za ścianą lasu z tobołkiem podarunków dla znachora. A nawet zdarzało się, że mijali się w lesie na ścieżce prowadzącej na bagna. Udawali wtedy, że zbierają grzyby czy jagody, rozmawiali o pogodzie ale dobrze wiedzieli, kto mieszka na końcu ścieżki i że po nic innego, jak po radę pustelnika się tędy nie chodzi. Można by rzec, że mieszkańcy wsi zawarli niepisaną i niewypowiedzianą umowę o tym, że o korzystaniu z rad pustelnika się nie rozmawia, bo to krępująca sprawa.
I tak oto Feliks do niego zawitał i opowiedział mu o swoim problemie, prosząc, aby odpędził ducha od niego. Znachor najpierw nie wiedział, co ma robić z tą sytuacją. Ludzie zawsze go zaskakiwali tym, z czym do niego przychodzili. A to stara panna chciałyby być młodsza i znaleźć mężczyznę, co by jej dogodził, bo za młodu się bała. A to ojciec chciał, żeby jego syn został tak jak on, kowalem, a syn wybierał się w podróż po świecie i ani myślał zostawać we wsi. Różne ludzie mieli problemy, a on nigdy nie wiedział, jak ma im pomóc.
Ale znał pewien sekret: szum drzew na bagnie zawsze podpowiadał mu rozwiązanie. Stare sosny bagienne, jak nikt inny rozumiały ludzką dolę, wystarczyło tylko ich posłuchać. "Ech, gdyby ludzie wiedzieli, skąd czerpię swą moc do pomagania, pewnie kazaliby mnie wychłostać i utopić w bagnie..." - myślał czasem. I tym razem udał się między drzewa, pytając o radę w sprawie Feliksa.
Sosny szumiały delikatnie, jakby się zastanawiając... a w końcu odpowiedziały: "Tak potężnego demona tylko pokora pokona! Ukłoń się przed nim i złóż mu w darze, dar mowy drzew rozumienia, ja ci tak każę!" Bożydar był przerażony. Myślał: "Czy mam zrezygnować z tego, co jest dla mnie najcenniejsze? Czy mogę oddać coś, co jest sensem mojego życia? Czy w ogóle mogę pokłonić się przed demonem? Nie, tego nie mogę zrobić". Zwrócił się więc do nich: "Sosny bagienne, dajcie mi inną radę, inny sposób na ducha, bo z tego skorzystać nie mogę". Drzewa znów zaszumiały, jakby rozmawiając między sobą i powiedziały: "Dobrze, o Mądry Panie, damy Ci inne rozwiązanie: sam możesz pokonać demona, lecz wiedz, że jeśli nie skona, na zawsze moc swą utracisz, już nigdy naszego głosu nie usłyszysz!" Bożydar zmartwił się tym bardzo. Ale uznał, że propozycja jest do przyjęcia: "Dobrze - powiedział - sam sobie poradzę z demonem. Czyż nie jestem dobrym znachorem? Czyż nie mam długiego doświadczenia w walce z demonami? Mam wszystko, co jest potrzebne". Zaczął zastanawiać się nad pokonaniem demona, aż uznał, że zna rozwiązanie: przywołał zaklęciem straszliwym ducha, wziął od niego butelkę ze złymi cechami Feliksa sposobem tak sprytnym i tajemnym, że Feliks nawet nie był w stanie pojąć, co znachor robi i schował ją do mocnej, dębowej szafy. Zamknął ją natychmiast siedmioma magicznymi pieczęciami i zabronił Feliksowi przychodzić do siebie, choćby nie wiem, co się działo.
Duch zniknął. Przestał nękać Feliksa. Przez chwilę Feliks czuł się wspaniale: kłopoty minęły! Koniec z walką z demonem! Radosny popędził do wsi, a znachor dumny ze swojej mocy rozparł się wygodnie w fotelu na ganku. Wokół panowała przejmująca cisza, złowieszcza jak oko cyklonu, ale Bożydar tak bardzo był przepełniony pychą, że nie zwrócił na to uwagi. Skupiony na dumie, jaką przyniósł mu sukces, w końcu zasnął...
Tymczasem Feliks powracał do normalnego życia. Mijały dni, a w tym czasie stopniowo ustępowała euforia, którą cieszył się po uwolnieniu spod władzy demona. Wkrótce zauważył, że wcale nie był bardziej zadowolony z życia. Czuł się słaby, bezradny - nie miał na nic siły. Chodził po wsi markotny, nie mógł się zmobilizować do żadnej pracy, ludzie jakby o nim zapomnieli. Doświadczał albo nudy, albo złościł się na innych z byle powodu, nic go nie cieszyło. W końcu sam przywołał Metuora pytając, co się dzieje. Ten odpowiedział: "Masz, co chciałeś. Dałeś mi swoje wady, a w ten sposób oddałeś mi połowę siebie. Teraz, gdy pustelnik je schował, jesteś słabszy o połowę, bo nie masz dostępu do połowy swojej siły". Feliks był teraz całkowicie załamany. Wszechmocny duch jawił mu się jako jeszcze bardziej potężny. Bał się, że teraz demon może pojawić się znowu, a on nie będzie potrafił obronić się przed nim. A wiedział, że kolejne z nim spotkanie może zakończyć się dla niego naprawdę tragicznie. Pobiegł czym prędzej do pustelnika, błagając go, aby wyciągnął z szafy butelkę. Pamiętał, że chociaż płyn powodował, że stawał się złym człowiekiem, dawał mu siłę, której on teraz potrzebował, aby obronić się przed złym duchem. Bożydar ociągał się długo, ale w końcu, gdy Feliks zagroził mu, że go zabije, jeśli szafy nie otworzy, ten widząc obłęd w jego oczach spełnił jego żądanie.
Wypił Feliks duszkiem zawartość butelki, ale zauważył, że tym razem nic się nie zmieniło. Dalej był pełen wściekłości i szaleństwa, jak przed chwilą. Czy był pod wpływem środka, czy bez niego - nie odczuwał już różnicy. Zrozumiał, że od teraz jest w pełni pod władaniem Metuora. Nie ma już dobrego Feliksa. Nie ma już nadziei. Zrozpaczony biegł przed siebie, przez lasy, pola, aż legł z wyczerpania.
A Bożydar padł na kolana przerażony swą pychą i wiarą w nieomylność. Zrozumiał, że przegrał i stracił swój dar pomagania na zawsze. Świat, tak radosny i przyjazny, przepełniony głosem drzew, przestał istnieć. Zapadła cisza, w której tylko szum igieł poruszanych wiatrem przypominał mu o tym, że wśród koron sosnowych toczy się jakaś rozmowa. Ale on już jej nie rozumie... Był zły na siebie, że dał się zwieść swojemu rozumowi. Był wściekły na demona, który okazał się silniejszy od niego. Przegrał - i już nigdy nie będzie mógł korzystać ze swojej mocy.
Tymczasem Feliks, leżąc zmęczony na ziemi, wił się jak szalony. Miotał nim strach i lęk przed tym, co stanie się dalej. Wtedy duch się pojawił przed nim szydząc z niego: "No i co, Feliksie, dalej chcesz być dobry? Dalej chcesz budzić podziw innych ludzi? Ha, ha - teraz jesteś mój. Sam mnie stworzyłeś, sam nadałeś mi siłę, a teraz się mnie boisz?".
Feliks ukląkł przed nim i powiedział: "Wiem, duchu, że jesteś silniejszy ode mnie, poddaję się Tobie, nie wygram z Tobą, jestem słabszy od Ciebie". Wtedy duch powiedział: "Tak, mam pełnię władzy nad Tobą, Feliksie i mogę zrobić z Twoim życiem wszystko, co mi się podoba". I mówiąc to, przez otwarte usta Feliksa zaczął wnikać do jego wnętrza śmiejąc się przy tym złowieszczo. Ten był przerażony. Wiedział, że teraz duch zawładnie nim jeszcze mocniej, już nigdy się od niego nie uwolni, bo będzie go miał w sobie na zawsze. Czuł jak duch go wypełnia, zajmując każdą wolną przestrzeń w jego wnętrzu. Zajmuje jego serce i umysł, trzewia i mięśnie. Jednak działo się coś szczególnego: im bardziej czuł w sobie obecność ducha, tym bardziej był świadomy tego, że wraca do niego siła. Co więcej: miał wrażenie, jakby sam stawał się Metuorem, jakby znikający duch wypełniał go, oddając mu swoją magiczną, wszechpotężną moc. Znów stawał się samolubny, agresywny, nieodpowiedzialny. Ale tym razem przyjmował z wdzięcznością te cechy czując, że są jego i że stanowią to, dzięki czemu jest jedynym i niepowtarzalnym Feliksem. Mógł czerpać z nich siłę. Po duchu nie zostało zaś ani śladu...
I stała się wtedy rzecz szczególna: Bożydar, który siedział w swej chacie gryziony rozpaczą, nagle usłyszał znajomy głos sosnowego lasu: "Koło fortuny się kręci, blask świata, ułomnych nas, nęci. Z pychy, nie z miłości oddałeś swoje dary, ale nie spodziewaj się już żadnej kary. Demon jest pustką rządzony, nie rozróżnia powodów, dla których biją mu pokłony. Przepraszamy Cię Mądry Panie, niech dar Twój przy Tobie zostanie". A Bożydar był wdzięczny za te słowa i bardzo wzruszony. Wdzięczność go przepełniała za to, że drzewa tak dobrze rozumiały ułomną naturę człowieka i same gotowe były przyznać się do własnej słabości. W tym momencie poczuł, że odzyskał swoją moc.
Po tych wydarzeniach, wiódł Feliks spokojne życie. Może nie wszystko się układało, jednak wiedział ponad wszystko, że jest tylko zwykłym człowiekiem, a w życiu różnie bywa, gdyż nie zawsze podoba nam się to, co dostajemy... Nie mógł tego pojąć: "Czyżbym tyle czasu bał się samego siebie? Czyżby Metuor nigdy nie istniał? Zastanawiał się nad tym, bezowocnie szukając odpowiedzi. Tylko pustelnik Bożydar - widząc czasem Feliksa - życzliwie się do niego uśmiechał, gdyż wiedział, że uciekając przed sobą, ludzie tworzą najstraszliwsze demony...
Od tamtego czasu, mieszkańcy wioski dziwili się pytając, jak to możliwe, że Feliks tak bardzo się zmienił. Mówili o nim: "Jest teraz dobrym człowiekiem, rozumie innych i im pomaga. Nie ocenia innych za ich przywary, życzliwy jest i pogodzony z losem. Czasem jest niedobry, jak wszyscy ludzie, ale taka jest nasza natura. Ale on teraz umie się przyznać do swoich błędów i słabości". Z czasem, Feliks stał się ważną osobą w tej wiosce, wszyscy go szanowali i chodzili do niego po radę, ceniąc jego słowa. A on żył skromnie, długo i szczęśliwie.
- Autor jest psychologiem, specjalistą psychoterapii uzależnień. Mieszka w Siemianowicach Śląskich.
Opublikowano: 2008-03-17
Zobacz komentarze do tego artykułu
- Autor: felka Data: 2008-03-25, 10:51:30 Odpowiedz
Wierzę, że w bajce jest prawda. Jest w niej absurdalny sens psychoterapii: bądż zwykłym człowiekiem, nie walcz, poddaj się. Jakie to jednak głupie- z dziesieć lat mogę słyszeć- pozostań tu, gdzie jesteś, kim jesteś,i z tym, jak wyglądasz ( wiem, że dalej jest- a zmienisz się ).I we wszystko wierzę (... Czytaj dalej
- Bajka o wszechmocnym duchu - felka, 2008-03-25, 10:54:53
- RE: Bajka o wszechmocnym duchu - ktosia3, 2008-03-25, 23:09:13