Reklamy
Artykuł
Z Joanną Wysogląd-Wolniak rozmawia Stefania Jackowska
Co nas pobudza przy zakupach?
Ekonomiści szacują, że w ubiegłym roku zostawiliśmy w sklepach ponad 100 mld zł. 8,1 mld przeznaczyliśmy na zakupy w sieci. 79 proc. badanych Polaków deklaruje, że zamierza zwiększyć swoje wydatki. Dostępność pracy, wyższe pensje, tanie kredyty i powszechne pragnienie posiadania dóbr luksusowych, albo chociaż ich namiastki, nakręcają boom gospodarczy. Psycholodzy i terapeuci oceniają jednak, że znaczna część wydawanych pieniędzy nie służy już zaspokajaniu potrzeb, lecz staje się protezą służącą do poprawiania nastroju. Jak daleka jest droga od chęci sprawienia sobie przyjemności nową rzeczą, do przymusu robienia zakupów? - pytamy Joannę Wysogląd-Wolniak, lekarza psychiatrę, dyrektorkę Poradni Zdrowia Psychicznego i Terapii Uzależnień przy Klinice Wolmed:
- Zakupoholizm jest w swoim mechanizmie podobny do innych nałogów: hazardu, alkoholizmu czy narkomanii. Początkowo "upolowanie" wybranego towaru jest sposobem na złe samopoczucie, czy odreagowanie stresu. Wiąże się to z reakcją chemiczną organizmu, który reaguje na poczucie przyjemności zwiększoną dawką endrofin, zwanych hormonem zadowolenia. Wszystko mieści się w normie, póki człowiek zna inne metody podnoszenia własnego nastroju i kontroluje je. Jeśli jednak wyłącznym sposobem staje się tylko jedna czynność - w tym wypadku robienie zakupów - to sygnał do głębszej analizy swojego postępowania, a może nawet do skorzystania z pomocy specjalisty.
Pacjentka, która straciła pracę i utrzymywała dom z zasiłku oraz niewysokiej mężowskiej pensji, dała się skusić zaproszeniem na obiad i prezentację "zdrowotnych" materacy i pościeli w luksusowym hotelu - wspomina pani doktor - Spotkanie miało znamiona elitarnego przyjęcia. W jego trakcie, prezenterzy przekonywali gości, że bez tych produktów nie mogą być szczęśliwi, ich życie ma obniżoną jakość, a zdrowie jest zagrożone. Przygotowane były już wnioski o pożyczki na nieoprocentowane raty bez żyrantów. I ? oczywiście - oferta ważna była tylko tu i teraz.
Kiedy po powrocie do domu kobieta przeanalizowała wraz z mężem swoją inwestycję, zrozumiała, że uległa emocjom i psychomanipulacji. Podjęła bezskuteczną próbę zwrotu towaru, ale niestety, umowa kredytowa okazała się wiążąca. Najbardziej bolesny dla niej był fakt, że dała się skusić i oszukać kolejny raz. W domu był już komplet garnków, bielizna antybakteryjna, lampa antydepresyjna i wiele innych "zdrowotnych" gadżetów. Były też dobra upolowane na wyprzedażach, promocjach i w czasie zwykłych wypraw do sklepów.
W trakcie terapii okazało się, że kobieta cierpi na depresję. Wśród przyczyn trudno było oddzielić inne niepowodzenia życiowe od kryzysów związanych z niepotrzebnymi zakupami. Bez wątpienia jednak te ostatnie pogłębiały złe samopoczucie, wrażenie braku akceptacji i wyobcowania. Czuła się osamotniona w życiu rodzinnym, utrata pracy pozbawiła ją resztki woli walki o siebie. Mąż pogłębił w niej wiele kompleksów i niską samoocenę. Niekontrolowane zakupy były próbą ucieczki od samotności. Mili sprzedawcy, klimat zwycięstwa w zdobyciu promowanego "dobra", i teza - "Jesteś TEGO warta". To był układ oczekiwania na przyjemność i nagrody, których brakowało w codziennym życiu. Może również próba buntu przeciw zbyt realistycznemu zarządzaniu finansami przez małżonka...?
Szczęśliwie, właśnie w mężu, pani ta znalazła prawdziwą podporę. Po wielkich kłótniach i awanturach zrozumiał, że partnerka potrzebuje pomocy specjalisty. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że terapia jest niezbędna dla całej rodziny. Również dla syna, który okazał się beztroskim trzrydziestolatkiem, nadużywającym matczynej dobroci i naiwności.
Z innym problemem przyszła kobieta, która spostrzegła zaburzenia u swojego małżonka. Oboje są na emeryturze, dorosła córka ma już własną rodzinę. Funduszami w tym związku zawsze zarządzał mąż. Brak zajęć po otrzymaniu świadczenia sprawił, że jego głównym hobby stało się buszowanie po marketach. Wypełnił całą zamrażarkę "okazjonalnymi" udkami kurcząt, tanich schabów, tacek z wątróbkami i żołądkami z indyków. Sery, ryby, jednodniowe sałatki zalegały lodówkę. Wszystko musiała zabezpieczać i przetwarzać, a nadwyżki dyskretnie utylizowała, żeby partner nie miał stresu. Każda rozmowa z nim o bezzasadności robienia zapasów kończyła się kłótnią. - Zawsze byłaś złą gospodynią i marnowałaś żywność! - słyszała na koniec rozmowy. - W naszym domu musi być dostatek! Po to harowałem czterdzieści lat!
Jej potrzeby były bagatelizowane:
- Płaszcz masz przecież całkiem dobry. Po co ci trzeci szalik? Ja mam trzy koszule i wystarczy. Dlaczego kupujesz tyle bluzek?! Kosmetyki szkodzą urodzie kobiet. Powinnaś pachnieć tylko mydłem. Szminkują się tylko dziwki.
Małżonka użyła podstępu. ? Jako terapeutka wiem, że nie był fałszywy.- Kolejnego poranka, gdy mąż wrócił z zakupów, nie wstała z łóżka, oświadczając, że boli ją serce i nie ma chęci do życia. Nie miał kto rozpakować kolejnej dostawy mięsa, serów i ryb. Leżały dwa dni i trzeba było je wyrzucić, bo zaradny małżonek nie potrafił tego ani przetworzyć, ani zabezpieczyć.
W związku ze swoją chorobą kobieta zażądała wizyty psychologa i tak zaczęło się leczenie tego małżeństwa...
Panią, która wydała w ciągu miesiąca ponad 600 tysięcy z konta firmy prowadzonej wspólnie z mężem na futra, zegarki, buty i torebki - przywiózł do kliniki mąż. Oboje byli zdruzgotani. Ona bezsensem zakupów, których nawet nie przynosiła do domu, tylko zostawiała u znajomych i rodziny, on - brakiem lojalności partnerki życiowej i biznesowej.
Pochodzili z biednych rodzin. Dużym wysiłkiem było dla nich ukończenie średnich szkół. Dwadzieścia lat temu założyli firmę, która prosperowała na pograniczu bankructwa. Oboje mieli aspiracje do awansu społecznego i przynależności przynajmniej do klasy średniej. Zawsze korzystali z kredytów, zawsze bali się, że zabraknie środków nie tylko na działalność, ale głównie na blask wśród nowo zdobytych znajomych. Na prestiż społeczny.
I nagle firma zaskoczyła. Zwiększyły się obroty. Mąż coraz więcej czasu poświęcał pracy, a żona urodziła dziecko .Oczywiście była wynajęta niania i pani do robienia porządków. Ale aktywna dotąd kobieta, która stworzyła ten biznes, poczuła się wyalienowana. Jedyną jej rozrywką stały się wypady do luksusowych sklepów, przeglądanie katalogów i polowanie na wszystko co ma rozpoznawalną markę.
Tę parę czeka trudna terapia, bo muszą przewartościować oboje swoje całe życie i układy biznesowe.
- Nie ma cudownej tabletki na wyzwolenie z przymusu robienia zakupów. - podkreśla Joanna Wysogląd-Wolniak. - Podobnie, jak w przypadku innych uzależnień, terapię rozpoczynamy od pełnej diagnostyki i wyraźnego nazwania przez pacjenta jego problemów. Często okazuje się, że są to naczynia połączone. Osoby ze skłonnością do depresji niechętnie korzystają z porad specjalistów, obawiając się diagnozy zaburzeń psychicznych i odrzucenia społecznego. Jesteśmy krajem, w którym sprawy psychiki człowieka chowane są pod dywan. Można leczyć wątrobę, jelita, hemoroidy i prostatę, ale sprawy umysłu wciąż pozostają najbardziej wstydliwe. Łatwiej odwiedzić salon wróżbiarski, wypić alkohol, czy kupić coś na pocieszenie, niż prosić o poradę psychologa lub psychiatrę.
Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Skomentuj artykuł
- Zakupoholizm jest w swoim mechanizmie podobny do innych nałogów: hazardu, alkoholizmu czy narkomanii. Początkowo "upolowanie" wybranego towaru jest sposobem na złe samopoczucie, czy odreagowanie stresu. Wiąże się to z reakcją chemiczną organizmu, który reaguje na poczucie przyjemności zwiększoną dawką endrofin, zwanych hormonem zadowolenia. Wszystko mieści się w normie, póki człowiek zna inne metody podnoszenia własnego nastroju i kontroluje je. Jeśli jednak wyłącznym sposobem staje się tylko jedna czynność - w tym wypadku robienie zakupów - to sygnał do głębszej analizy swojego postępowania, a może nawet do skorzystania z pomocy specjalisty.
"Obyśmy zdrowi byli..."
Pacjentka, która straciła pracę i utrzymywała dom z zasiłku oraz niewysokiej mężowskiej pensji, dała się skusić zaproszeniem na obiad i prezentację "zdrowotnych" materacy i pościeli w luksusowym hotelu - wspomina pani doktor - Spotkanie miało znamiona elitarnego przyjęcia. W jego trakcie, prezenterzy przekonywali gości, że bez tych produktów nie mogą być szczęśliwi, ich życie ma obniżoną jakość, a zdrowie jest zagrożone. Przygotowane były już wnioski o pożyczki na nieoprocentowane raty bez żyrantów. I ? oczywiście - oferta ważna była tylko tu i teraz.
Kiedy po powrocie do domu kobieta przeanalizowała wraz z mężem swoją inwestycję, zrozumiała, że uległa emocjom i psychomanipulacji. Podjęła bezskuteczną próbę zwrotu towaru, ale niestety, umowa kredytowa okazała się wiążąca. Najbardziej bolesny dla niej był fakt, że dała się skusić i oszukać kolejny raz. W domu był już komplet garnków, bielizna antybakteryjna, lampa antydepresyjna i wiele innych "zdrowotnych" gadżetów. Były też dobra upolowane na wyprzedażach, promocjach i w czasie zwykłych wypraw do sklepów.
W trakcie terapii okazało się, że kobieta cierpi na depresję. Wśród przyczyn trudno było oddzielić inne niepowodzenia życiowe od kryzysów związanych z niepotrzebnymi zakupami. Bez wątpienia jednak te ostatnie pogłębiały złe samopoczucie, wrażenie braku akceptacji i wyobcowania. Czuła się osamotniona w życiu rodzinnym, utrata pracy pozbawiła ją resztki woli walki o siebie. Mąż pogłębił w niej wiele kompleksów i niską samoocenę. Niekontrolowane zakupy były próbą ucieczki od samotności. Mili sprzedawcy, klimat zwycięstwa w zdobyciu promowanego "dobra", i teza - "Jesteś TEGO warta". To był układ oczekiwania na przyjemność i nagrody, których brakowało w codziennym życiu. Może również próba buntu przeciw zbyt realistycznemu zarządzaniu finansami przez małżonka...?
Szczęśliwie, właśnie w mężu, pani ta znalazła prawdziwą podporę. Po wielkich kłótniach i awanturach zrozumiał, że partnerka potrzebuje pomocy specjalisty. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że terapia jest niezbędna dla całej rodziny. Również dla syna, który okazał się beztroskim trzrydziestolatkiem, nadużywającym matczynej dobroci i naiwności.
Zła gospodyni
Z innym problemem przyszła kobieta, która spostrzegła zaburzenia u swojego małżonka. Oboje są na emeryturze, dorosła córka ma już własną rodzinę. Funduszami w tym związku zawsze zarządzał mąż. Brak zajęć po otrzymaniu świadczenia sprawił, że jego głównym hobby stało się buszowanie po marketach. Wypełnił całą zamrażarkę "okazjonalnymi" udkami kurcząt, tanich schabów, tacek z wątróbkami i żołądkami z indyków. Sery, ryby, jednodniowe sałatki zalegały lodówkę. Wszystko musiała zabezpieczać i przetwarzać, a nadwyżki dyskretnie utylizowała, żeby partner nie miał stresu. Każda rozmowa z nim o bezzasadności robienia zapasów kończyła się kłótnią. - Zawsze byłaś złą gospodynią i marnowałaś żywność! - słyszała na koniec rozmowy. - W naszym domu musi być dostatek! Po to harowałem czterdzieści lat!
Jej potrzeby były bagatelizowane:
- Płaszcz masz przecież całkiem dobry. Po co ci trzeci szalik? Ja mam trzy koszule i wystarczy. Dlaczego kupujesz tyle bluzek?! Kosmetyki szkodzą urodzie kobiet. Powinnaś pachnieć tylko mydłem. Szminkują się tylko dziwki.
Małżonka użyła podstępu. ? Jako terapeutka wiem, że nie był fałszywy.- Kolejnego poranka, gdy mąż wrócił z zakupów, nie wstała z łóżka, oświadczając, że boli ją serce i nie ma chęci do życia. Nie miał kto rozpakować kolejnej dostawy mięsa, serów i ryb. Leżały dwa dni i trzeba było je wyrzucić, bo zaradny małżonek nie potrafił tego ani przetworzyć, ani zabezpieczyć.
W związku ze swoją chorobą kobieta zażądała wizyty psychologa i tak zaczęło się leczenie tego małżeństwa...
Partnerka rozczarowana
Panią, która wydała w ciągu miesiąca ponad 600 tysięcy z konta firmy prowadzonej wspólnie z mężem na futra, zegarki, buty i torebki - przywiózł do kliniki mąż. Oboje byli zdruzgotani. Ona bezsensem zakupów, których nawet nie przynosiła do domu, tylko zostawiała u znajomych i rodziny, on - brakiem lojalności partnerki życiowej i biznesowej.
Pochodzili z biednych rodzin. Dużym wysiłkiem było dla nich ukończenie średnich szkół. Dwadzieścia lat temu założyli firmę, która prosperowała na pograniczu bankructwa. Oboje mieli aspiracje do awansu społecznego i przynależności przynajmniej do klasy średniej. Zawsze korzystali z kredytów, zawsze bali się, że zabraknie środków nie tylko na działalność, ale głównie na blask wśród nowo zdobytych znajomych. Na prestiż społeczny.
I nagle firma zaskoczyła. Zwiększyły się obroty. Mąż coraz więcej czasu poświęcał pracy, a żona urodziła dziecko .Oczywiście była wynajęta niania i pani do robienia porządków. Ale aktywna dotąd kobieta, która stworzyła ten biznes, poczuła się wyalienowana. Jedyną jej rozrywką stały się wypady do luksusowych sklepów, przeglądanie katalogów i polowanie na wszystko co ma rozpoznawalną markę.
Tę parę czeka trudna terapia, bo muszą przewartościować oboje swoje całe życie i układy biznesowe.
Naczynia połączone
- Nie ma cudownej tabletki na wyzwolenie z przymusu robienia zakupów. - podkreśla Joanna Wysogląd-Wolniak. - Podobnie, jak w przypadku innych uzależnień, terapię rozpoczynamy od pełnej diagnostyki i wyraźnego nazwania przez pacjenta jego problemów. Często okazuje się, że są to naczynia połączone. Osoby ze skłonnością do depresji niechętnie korzystają z porad specjalistów, obawiając się diagnozy zaburzeń psychicznych i odrzucenia społecznego. Jesteśmy krajem, w którym sprawy psychiki człowieka chowane są pod dywan. Można leczyć wątrobę, jelita, hemoroidy i prostatę, ale sprawy umysłu wciąż pozostają najbardziej wstydliwe. Łatwiej odwiedzić salon wróżbiarski, wypić alkohol, czy kupić coś na pocieszenie, niż prosić o poradę psychologa lub psychiatrę.
- Autorka jest lekarzem psychiatrą, kierownikiem Poradni Zdrowia Psychicznego i Terapii Uzależnień przy Klinice WOLMED.
Opublikowano: 2008-04-12