Reklamy
Porady psychologiczne
Mam napady paniki. Leki mi pomagały na krótko. Czy mam szanse na wyleczenie?
Dzień dobry,
Mam 30 lat i dotknęła mnie nerwica lękowa. Jakoś sobie radzę, ale są dni ze zaczynam panikować. Raz siadłam i się wypłakałam i 5 kg mniej na sercu. Mam 2 dzieci i musze wyjść z tego jak najszybciej. Nie chcę, aby cierpiały jak jest mi źle, bo wtedy nie mam siły, aby je tulić, a bardzo to lubią.
W zasadzie nie wiem, skąd to się wzięło. Mój ojciec pił, ale nie było tragicznie. Miałam 2 ciężkie porody i bardzo boje się ciąży i porodów. Mam chorą siostrę, ma trombofilię i częste migreny. Bardzo się o nią boję, jak się coś jej dzieje. Moje dzieci zachorowały na krztusiec i zaczęłam panikować, że coś może im się stać. Wtedy złapał mnie pierwszy atak, choć nie wiedziałam, co mi jest. Dostałam leki, brałam 2 tygodnie i przestałam, bo przeszło. Po 3 miesiącach wróciły bóle głowy, uciekłam do neurologa dostałam kolejne leki i znowu przeszło, więc po 4 miesiącach rzuciłam. Czułam się fantastycznie, pełna energii do życia. Później mój syn złamał rękę, narkoza, nastawianie i trudno wybudzał się z narkozy - znowu nerwy. Źle nastawione. Jeździłam do ortopedy, teraz jest ok., ale wróciło wszystko, poprzedni lek nie pomagał, nowy - 4 razy dziennie, daje słaby efekt. Zdecydowałam się na relanium 2 mogę brać tylko 2 tygodnie, żeby się nie uzależnić, jest lepiej. Chodzę na basen 2 razy w tygodniu i na karate, jak jestem tam, to jest ok., jak siądę w domu i myślę czy to wróci czy nie - wraca. Głębokie oddechy, ale i tak czasami panikuję. Zapisałam się na psychoterapię ericksonowską bardzo jestem ciekawa hipnoterapii, jestem gotowa na wszystko, aby tylko wyjść z tego. Nawet mąż kupił mi rowerek.
Chciałabym wiedzieć czy mam, szanse na wyleczenie, bo bardzo na to liczę. Chcę normalnie wychować dzieci, które mnie potrzebują. Bardzo proszę o kilka słów .
Z góry dziękuję -
odpowiada Ela Kalinowska, psycholog
Witam,
z przyjemnością odpowiadam na Pani maila - nieczęsto dostaję maile od osób, które tak poważnie i na serio pracują na rzecz zmiany i poprawy swojego stanu. Jestem pod wrażeniem Pani motywacji do działania - jest dużo mocy i zdecydowania w tym, jak Pani mówi: "mam dwoje dzieci i musze wyjść z tego jak najszybciej. Nie chcę, aby cierpiały jak jest mi źle, bo wtedy nie mam siły, aby je tulić, a bardzo to lubią".
Jest tez wiele determinacji w tym, jak wielu sposobów chwyta się Pani, szukając pomocy dla siebie. Wszystkie są dobre i dobrze działają - potrzeba tylko wytrwałości i cierpliwości, a na pewno będą efekty.
Ćwiczenia fizyczne, kontrolowany oddech, relaksacja, terapia, leki - to chyba wszystko, co można wymyślić, żeby sobie pomoc w takim problemie. To musi w końcu zadziałać - tym bardziej, ze już trochę działa.
Pisze Pani "czasami panikuję" - to znaczy, ze są momenty paniki i są momenty, kiedy „udaje mi się zachować spokój", były też momenty, kiedy było już całkiem dobrze: "czułam się fantastycznie, pełna energii" - to znaczy, że osiągnięcie takich stanów jest dla Pani możliwe. Może na razie nie trwają długo, może nie zawsze uda się Pani "nie panikować", ale jest taka możliwość.
Wie Pani, jak wchodzi się na wysoką górę? - Małymi krokami, cierpliwie i wytrwale. To nie szkodzi, ze przez większość drogi w ogóle nie widać szczytu, na który się wspinamy. Powoli, krok za krokiem, z przerwami na odpoczynek zdobywa się szczyt.
Serdecznie pozdrawiam i trzymam kciuki:-) Wierze, ze się uda i wyleczenie jest możliwe.
Ela Kalinowska
Właśnie wróciłam z Instytutu. Całkiem inaczej sobie wyobrażałam wizytę u psychoterapeuty. Może pierwsza wizyta tak wygląda.
Pani zaprosiła mnie do pokoju i wyciągała ze mnie, co mi jest. Zaprosiła też męża i kazała mu opisać jak to wszystko wygląda. Pytała się, co chcę osiągnąć z tego i co mąż oczekuje z tych spotkań. Na koniec stwierdziła , że mąż jest nie potrzebny i tylko mną się zajmie.
Mam teraz wizytę w przyszły piątek. Na początku co tydzień. No, musze przyznać, że te wizyty, a może też trema mnie zmęczyła.
Myślałam, że pani podda mnie jakieś hipnozie zaraz, ale chyba musi się zapoznać z problemem. Nawet doszłam do wniosku, że psycholog jest trochę podstępny, tak zadaje pytania, że człowiek nie zatai niczego. Ale przecież dobra terapia to powiedzenie wszystkiego, bo jak ma się dojść do celu jak pacjent coś zatai, a może to główny czynnik tego wszystkiego, choć nam wydaje się błahy.
Muszę przyznać, że bardzo analizuje wczorajsze spotkanie, choć nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Może to na tym polega. Jestem pod jakimś wrażeniem, czuje pewien niedosyt, ale co można zdziałać przez pierwsze 60 min. czekam już na następną wizytę może coś ciekawego się wydarzy bardzo dobrze utkwiły mi w pamięci pani słowa o wysokiej górze, na którą wchodzi się małymi krokami, krok po kroku.
W tych słowach jest jakiś sens będę dążyć do celu, bo tak trzeba może kiedyś będę się śmiała z tego, co teraz jest dla mnie problemem.
Nieraz człowiek przeżywa jakiś problem, który później okazuje się błahy, dochodzi do wniosku, że nie warto było tak przeżywać.
Pozdrawiam bardzo serdecznie -
.
Ciekawe jak Pani sobie wyobrażała wizytę u terapeuty, i jak hipnozę...?:-)
Uśmiecham się do tej niecierpliwości, jaka wyczytuję w Pani słowach. Spodziewała się Pani zahipnotyzowania, czego jeszcze się Pani spodziewała - co miało się stać po tym zahipnotyzowaniu....?
Te pytania psychologa, nie są po to, żeby człowiek nic nie zataił - są rzeczy, o których nigdy się nie powie i nie jest to problemem. Psycholog zadaje pytania z dwóch powodów: żeby dobrze zrozumieć, o co Pani chodzi - co jest problemem, co jest celem... Jeśli się nie zapyta będzie się domyślać, a wtedy będzie bardziej reagować na swoje wyobrażenia niż na to, co jest w Pani. To trochę tak jak wizyta w obcym kraju, żeby go poznać, trzeba zdać wiele pytań.
Drugi powód to taki, że psycholog zada takie pytania, jakich Pani sobie sama często nie zadaje to pozwala zobaczyć siebie i swoje sprawy z szerszej perspektywy i czasem zobaczyć rozwiązania, które są całkiem blisko:-). Tak wiec sama rozmowa staje się, czym co pomaga i leczy.
Serdecznie pozdrawiam -
Ela Kalinowska
Dzień dobry.
Jak miała wyglądać wizyta u psychoterapeuty?
Zawsze mi się wydawało ze hipnoza wyciąga z człowieka to, co w nim siedzi ten główny czynnik, który wywołuje burze w moim organizmie, a ja o nim nie wiem, a może nie chcę wiedzieć.
Niby pytania są proste, ale często bardzo trudno na nie odpowiedzieć. Np. „co pani chce osiągnąć przez te wizyty?” Odpowiedziałam, że chce, aby te objawy jak bóle głowy zniknęły, to jakieś głupie uczucie lęku zniknęło. A pani dalej: „a czego się pani boi?” Ja, w sumie sama nie wiem: „boje się, ze te objawy wrócą”. „No a przecież pani minęły” - zbiło mnie to z tropu.
Opowiadałam jej trochę o swoim życiu, a przy tym płakałam, płacz sam przychodzi, dobrze, że mój mąż był ze mną. A teraz idę sama, głupio mi tak płakać, ale co mam zrobić. Np. boję się ciemności, ale nie wiem, dlaczego wyobrażam sobie, że ktoś przyjdzie, mnie napadnie, choć takiej sytuacji nie zaznałam. Może to śmieszne, ale to dla mnie problem. Zapomniałam jej o tym powiedzieć. Tak samo muszę powiedzieć jeszcze o moim konflikcie z mężem, kiedyś mnie oszukał, bardzo to przeżyłam. Teraz jest między nami super, jak za dawnych lat, czuję się bezpieczna w jego obecności, ale boli mnie czasem, że tak bardzo mu ufałam, a on taki numer odwalił. Teraz, jak spóźnia się nawet 10 min., to dzwoni albo wysyła mi sms-a bardzo miłego, myśle, że sumienie go troche gryzie, że mnie skrzywdził, a teraz nie możemy bez siebie żyć. Jest ok.
Jestem pełna optymizmu, tak jak powiedział mój mąż, że ma nadzieje, że teraz zaznamy tylko szczęścia w naszym życiu.
Pozdrowionko -
A wiec Pani spodziewała się takiego rodzaju pomocy, jakiej udziela lekarz:-). Można to porównać z sytuacja, gdy jakiś cierń wbije się w nogę. Cierń jest ciałem obcym i powoduje moje cierpienie. Idę do lekarza, a on mi go usuwa. Nie musze nawet wiedzieć, jaki to cierń, nie jest istotne, jak wygląda i skąd się wziął. Jest to cos obcego, co przeszkadza i trzeba to usunąć.
Ale są też sytuacje, gdy cierń został usunięty, a człowiek dalej utyka, boi się stanąć na całej nodze i swobodnie chodzić.... Już nie ma czegoś, co z zewnątrz weszło i zaburzało funkcje organizmu, to, co teraz powoduje cierpienie, to już nie jest obce ciało do usunięcia.
Źródło cierpienia tkwi teraz w pamięci tej osoby, w jej skojarzeniach, w jej sposobie myślenia i jest z nią nierozerwalnie związane.
Ktoś, kto przez dłuższy czas utykał, bo miał cierń w pięcie, mógł zauważyć, że to utykanie coś jednak daje (powiedzmy zainteresowanie innych ludzi, opiekę lub coś innego). Coś, co jest potrzebne, a nie wiadomo jak inaczej to dostać. Może wtedy bać się, że, gdy przestanie utykać coś straci.... Albo utykanie sprawiło, że nauczył się tak chodzić i teraz ma kłopot z oduczeniem się tego, albo boi się, że, gdy stanie na całej nodze to będzie znów bolało (tak jak dzieci boją się igły i strzykawki)...
To jest właśnie miejsce na pomoc psychoterapeuty, który wspólnie z Panią określa, jak to ma być bez tego problemu, gdzie Pani chce dojść i co Panią może do tego przybliżać, a co będzie powstrzymywać przed dotarciem do tego celu.
A płacz na terapii to jest bardzo normalna sprawa. Płacz oznacza, że to, co się właśnie dzieje to coś ważnego, i że uruchamia Pani emocje. Terapeuci zazwyczaj nie są jakoś specjalnie zdziwieni tym, że ktoś płacze, to naturalne, skoro mówimy o najbardziej osobistych i ważnych rzeczach. A nie było przypadkiem, w tym gabinecie wcześniej przygotowanej paczki chusteczek? Wszędzie gdzie do tej pory pracowałam. paczka chusteczek to stałe wyposażenie gabinetu terapeutycznego. :-)
Pozdrawiam serdecznie –
Ela Kalinowska
Zobacz także: Jak uzyskać profesjonalną pomoc psychologiczną on-line?