Artykuł

Benedykt Krzysztof Peczko

Benedykt Krzysztof Peczko

Teorie spiskowe, cz 2.


    Toczyliśmy wojnę w najwznioślejszym celu, jaki zdolny jest wymyślić człowiek: walczyliśmy o wolność i niepodległość narodu.
    - Adolf Hitler, Mein Kampf, tom 1, rozdz. 6

Jednym z głównych czynników zakłócających ludzką komunikację są generalizacje, pominięcia i niedopowiedzenia. W codziennych sytuacjach występuje ich olbrzymia ilość, gdyż ludzie z konieczności posługują się skrótami myślowymi. Trudno sobie wyobrazić by każda wypowiedź miała być pełnym, kompletnym i szczegółowym zdaniem. Zwłaszcza wśród bliskich sobie i dobrze rozumiejących się osób skróty myślowe są całkowicie naturalne. Możemy więc powiedzieć np. "wrócę dziś później, bo po pracy zrobię jeszcze zakupy", zamiast rozwodzenia się na temat detali związanych z wyjaśnieniami gdzie, co konkretnie będziemy kupowali, w jakiej ilości, jakiej produkcji itd. Takich przykładów można by podawać setki. Jednak nawet w tak prostych sytuacjach pojawiają się nieporozumienia i błędne interpretacje, które - na szczęście - stosunkowo łatwo wyjaśnić.

Zupełnie inaczej ta sprawa wygląda w przypadku jakichkolwiek upublicznianych wiadomości. Po pierwsze precyzja i rzetelność wypowiedzi jest tu absolutnym wymogiem, jeśli nadawcom zależy na właściwym jej odczytaniu przez adresatów. Jeśli są nimi obywatele danego kraju, czy choćby ich wybrana część (np. intelektualiści, studenci, robotnicy, emeryci itd.), to precyzja jest tym bardziej ważna, bo mamy wtedy do czynienia z tysiącami, a nawet milionami odbiorców reprezentujących odmienne, zarówno grupowe, jak i osobiste mapy świata, sposoby rozumienia i nadawania znaczenia poszczególnym pojęciom i zdaniom. Dlatego jakiekolwiek niedomówienia czy zbyt ogólnikowe przekazy automatycznie powodują wówczas niekiedy skrajnie odmienne interpretacje i reakcje, często wywołując chaos w wymiarach poznawczym i społecznym.

Weźmy np. zdanie: "Teorie spiskowe zaspokajają naszą potrzebę 'bycia pewnym czegoś' i dlatego są tak łatwo akceptowane w sytuacjach, gdy otrzymujemy błędne, dwuznaczne czy sprzeczne informacje" (Swami V., Coles R., Teoria spisku, "Charaktery", lipiec 2010, s. 47). Cytowana wypowiedź jest sformułowana na wysokim poziomie ogólności i pomija jakże częste przypadki, gdy TS wcale nie daje poczucia pewności czegokolwiek, lecz jest następstwem słabości teorii uznanej czy forsowanej jako oficjalna oraz wątłości dowodów, które miałyby ją potwierdzać.

Autorzy słusznie zwracają jednak uwagę na ważny czynnik radykalnie zmniejszający wiarygodność jakiejkolwiek "wersji oficjalnej" - niespójność przekazów na jej temat. Weźmy przykład z własnego podwórka: Czy samolot podchodził do lądowania 4 razy, czy tylko raz? Czy polscy specjaliści byli obecni przy sekcjach zwłok (jak twierdziła minister zdrowia), czy nie? Czy wszystkie pozostałości katastrofy zostały pieczołowicie zebrane, a grunt przekopany na głębokość jednego metra i przesiany (zapewnienie tej samej osoby), czy też nie, skoro zespół archeologów polskich po pół roku znalazł 5 tysięcy (!) fragmentów samolotu oraz szczątki ludzkie? Czy wszystkie ofiary zostały zidentyfikowane, czy nie - skoro dopiero teraz dowiadujemy się, że część szczątków ciał (ponad sto) została oznaczona jako NN, czyli nieznane? Czy polscy eksperci mają swobodny dostęp do materiałów śledczych, co wynikałoby z obietnicy prezydenta Miedwiediewa złożonej po katastrofie, ili niet? Odpowiedzi wydawałyby się proste, lecz społeczeństwo polskie co chwila jest szokowane rozbieżnościami na te tematy.

Takich sprzeczności w wiadomej sprawie są setki, i to bez przesady. Czy świadczą one o słuszności teorii spiskowych? Na jakiekolwiek jednoznaczne odpowiedzi jest za wcześnie, bo dochodzenia (prowadzone przez różne instytucje) są w toku i wymagają pieczołowitej weryfikacji zebranych dowodów i poszlak. Jednak wszelkie błędne informacje, przeinaczenia, przemilczenia, sprzeczności itd. bardzo podkopują wiarygodność osób i urzędów, które są odpowiedzialne za dostarczenie obywatelom rzetelnych danych. Nic więc dziwnego, że niektórzy dziennikarze śledczy, kontrolerzy ruchu lotniczego, inżynierowie samolotowi, piloci, specjaliści w dziedzinie nawigacji i elektroniki samolotowej i inni, podejmują własne poszukiwania, przeprowadzają własne analizy, które doprowadzają ich do ich własnych wniosków. Z pewnością taka sytuacja jest dobrą pożywką dla powstawania zupełnie paranoicznych hipotez, od których roi się internet. Jeśli ktoś nie mając dostępu do niezbędnych szczegółów na podstawie zaledwie paru danych snuje rozbudowane domysły z "pewnością proroka", to nie warto na nie tracić czasu. Co innego jednak, gdy głos zabierają eksperci, których opinie są krytyczne w stosunku do oficjalnie i medialnie lansowanej linii interpretacji, lecz którzy potrafią poprzeć swoje wypowiedzi odpowiednią wiedzą i doświadczeniem, często wykorzystując dostępne, choć mało znane i - właśnie - pomijane informacje.

I dlatego jeszcze raz warto podkreślić, że przedstawiciele rządów i podległych im organów nie mogą pozwalać sobie na deklaracje i zachowania, które są rozbieżne z faktami. Jeśli więc polski premier stwierdza: "Mamy pełne zaufanie do strony rosyjskiej w zakresie prowadzonego śledztwa", to naraża się na osłabienie swojego autorytetu i wystawia się na społeczne "cięgi". Bowiem nawet kierowców samochodowych obowiązuje zasada ograniczonego zaufania na drodze, a co dopiero mówić o sferze polityki, gdzie niezależnie od dyplomatycznych sloganów i etykiety ścierają się ze sobą rozmaite i wykluczające się interesy. Historia dostarcza niezliczoną ilość przykładów nadużytego zaufania m.in. w polityce międzynarodowej, a historia Polski w szczególności. Tym bardziej deklaracja "pełnego zaufania" do władz kraju, który jeszcze niedawno był "cichym" okupantem Polski, a który dzisiaj znajduje się na czarnej liście państw łamiących prawa człowieka, wolność słowa, w którym mordowani są niezależni dziennikarze, przedstawiciele opozycji, dysydenci itd. - jest w najwyższym stopniu ryzykowna.

Niestety, odnoszę wrażenie, że większość polityków intensywnie korzysta z usług specjalistów od wizerunku zewnętrznego (chciałoby się rzec - powierzchownego), lecz jest analfabetami w zakresie pogłębionej komunikacji ze społeczeństwem, opartej na spójnym połączeniu przekazu z faktycznymi wartościami reprezentowanymi przez danego polityka czy ugrupowanie. Dbając o zewnętrzny wizerunek łatwo wykorzystywać do tego celu "język wartości" w celu uwiedzenia obywateli. Można np. pokazywać się mediom w objęciach z ocalonymi górnikami, jak uczynił to prezydent Chile, Sebastian Pinera, co spektakularnie zwiększyło jego popularność. Ale nie zmieni to katastrofalnej sytuacji kopalń i bezpieczeństwa górników (Kalhweit K., Błogosławione katastrofy. Forum 18-24.10.2010 s. 11).

Na marginesie, jak się czujecie wiedząc, że politycy wydają miliony z pieniędzy podatników (a więc waszych) na doskonalenie technik politycznego uwodzenia Was? Finansowanie głównych partii politycznych z budżetu państwa ma ponoć pozytywną intencję, żeby uniknąć korupcji podczas kampanii wyborczych i radykalnie oddzielić wpływy biznesu na politykę. Brzmi ładnie, prawda? Ale i tu jest ukryte istotne pominięcie: skupiając się na źródłach finansowania propagandowego spektaklu, decydenci całkowicie przemilczają to, co jest istotą sprawy. Że mianowicie sami sowicie płacimy za manipulacje dokonywane na nas w imię interesów i priorytetów jakiejś partii i jej popleczników. W czasie, gdy plajtują kolejne spółki państwa i kolejnym szpitalom lub ośrodkom rehabilitacyjnym grozi zamknięcie. A oddzielenie biznesu od polityki to obecnie raczej utopijne marzenie, jak wskazuje sytuacja ogólnoświatowa. I nie chce mi się wierzyć, że politycy sami w to wierzą. Ale nie ma co, slogan brzmi akuratnie. Np. w USA sprawa jest przynajmniej klarowna - wygrywają ci, którzy mają największe poparcie finansjery. Promowani kandydaci dostają prawie wszystko od korporacji - od garniturów, poprzez samochody, a na samolotach kończąc, jak w przypadku Busha juniora. I wszystko jest jasne. Nie twierdzę, że to korzystne dla obywateli zjawisko, ale przynajmniej w tym jednym przypadku ich się nie oszukuje.

Wróćmy jednak do głównego tematu, czyli "teorii spiskowych". Cytowany przeze mnie w poprzedniej części artykuł Igora Ryciaka i Olgi Woźniak "Prawdziwsze od prawdy", Przekrój, 16.05.2010 (http://www.przekroj.pl/wydarzenia_kraj_ artykul,6791,2.html), choć otwarcie ośmieszający ten temat, przyznaje jednak, że "teorie spiskowe" czasem się sprawdzają. Jako przykład autorzy podają aferę Iran-Contras, która została ujawniona w USA w 1986 r. Polegała ona na sprzedaży objętemu embargiem Iranowi broni za sumę 100 milionów dolarów. Prawie połowa tych środków została następnie przekazana jako wsparcie dla partyzantów w Nikaragui (Contra), usiłujących obalić demokratycznie wybrany socjalistyczny rząd tego kraju. Początkowo ówczesny prezydent USA, Ronald Reagan wszystkiemu zaprzeczał, jednak śledztwo potwierdziło jego podpis pod dokumentami zatwierdzającymi operacje, które sprzeniewierzały się postanowieniom Kongresu USA. Do odpowiedzialności pociągnięto wysoko postawionych polityków i wojskowych, jednak nie na długo. Zamieszanych w omawianą aferę było m.in. wiele osobistości w rządzie Busha juniora, np. Richard Cheney (wiceprezydent), Robert Gates (sekretarz obrony), czy dyplomata John Negroponte. Ważną rolę w aferze odegrał także Bush senior (bez konsekwencji).

Prawie całkowicie pomijanym aspektem sprawy było śledztwo prowadzone przez senatora Johna Kerry'ego (późniejszy kandydat na prezydenta), które wykazało, że samoloty dostarczające broń do Nikaragui, wracały załadowane narkotykami.
    Gary Webb, dziennikarz Mercury News upublicznił ten aspekt afery Iran-Contras. Seria artykułów Webba z 1996, oparta na rocznym dochodzeniu, zajmowała się handlem kokainą w Los Angeles, które wtedy nazywane było ?światową stolicą cracku". Webb opisał jak "Freeway" Ricky Ross, pierwszy narko-milioner i szef mafii zajmującej się dystrybucją cracku w jednej z dzielnic L.A., otrzymywał dostawy cracku od nikaraguańskich dysydentów przy wsparciu CIA.

Niestety wkrótce potem Webb zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Więcej na ten temat: http://hyperreal.info/encod/iran_contra_20_lat_pozniej_i_co_to_oznacza#ixzz0z ygqp9Tf

Odwołanie się dwojga dziennikarzy "Przekroju" do tego konkretnego przykładu jest zgodne z podstawową zasadą poprawnej komunikacji, która głosi, że jeśli formułuje się ogólne sądy na jakiś temat, to należy również pamiętać i mówić o wyjątkach, których nasza generalizacja nie obejmuje. Niestety, lektura ich artykułu sprawia wrażenie, że taki jeden wyjątek - przysłowiowo - raczej "potwierdza regułę" i jest tylko epizodem współczesnej historii. Oraz że z reguły ludzie powinni przyjmować wersje oficjalne bez zastrzeżeń. Tymczasem historia odległa i współczesna aż roi się od przypadków, w których wersje oficjalne musiały być zweryfikowane na korzyść alternatywnych, choć wcześniej odrzucanych i ośmieszanych. Czasami działo się tak po upływie odpowiednio długiego czasu (gdy już można było ujawnić ukrywane wcześniej aspekty wydarzeń), czasem w wyniku napływu nowych danych, a czasami pod wpływem nacisku społecznego, gdy niezależne grupy obywatelskie prowadziły własne dochodzenia. Zapominamy o tym, że wiele dziś oczywistych dla nas faktów, kiedyś uchodziło za "teorie spiskowe". To również pomijają wspomniani dziennikarze i im podobni. Oto przykłady:

  1. Holocaust
    Wspominałem już o tym, że rządy państw zachodnich "nie mogły uwierzyć", że takie bestialstwo jest możliwe w świecie nowożytnym, nawet ze strony faszystów. Doniesienia na ten temat, a nawet szczegółowe dane zdobyte z narażeniem życia przez naocznych świadków (jak w przypadku Jana Karskiego) były odkładane na półkę. Traktowano je jako przesadne (dziś powiedziano by ? "spiskowe") i mające na celu realizację jakichś własnych interesów. Dlatego podczas wyzwalania obozów koncentracyjnych żołnierze aliantów byli zupełnie nie przygotowani na to, co mieli tam zobaczyć i doznawali szoku. Wtedy nie dało się już lekceważyć tych faktów. Jednak opieszałość Zachodu w tym względzie i jego "antyspiskowe" nastawienie kosztowały życie milionów więźniów i niewyobrażalne cierpienia, także ich potomków.

  2. Pakt Ribbentrop-Mołotow
    Przez cały okres "Polski Ludowej" zaprzeczano u nas istnieniu tego paktu. Kto był innego zdania, narażał się nie tylko na ośmieszenie, ale także na jawne i niejawne represje ze strony służb. Do dziś, jak podała TVP, ponad połowa obywateli Rosji nie wie o istnieniu tego dokumentu i wynikających z niego następstw oraz jest przekonana, że inwazja sowietów na Polskę 17.09.1939 r. miała na celu pomoc dla naszego kraju. Tak też uczono mnie jeszcze w liceum.

  3. Zbrodnia w Katyniu
    Powszechnie wiadomo, że sowieci zwalali winę za nią na Niemców, a przypisywanie jej ZSRR było niedopuszczalną, jakbyśmy dziś powiedzieli, "teorią spiskową". To nie zaskakuje. Natomiast szokujący jest udział rządów Wielkiej Brytanii i USA w tuszowaniu tej sprawy, tłumieniu prób ujawnienia dostępnych dokumentów na jej temat i propagowaniu wersji sowieckiej.

    Kiedy Sikorski prosił o pomoc Winstona Churchilla, ten nawet nie spojrzał na przyniesione mu dokumenty dowodzące, kto zgładził oficerów. "Oni nie żyją. I cokolwiek by przedsięwziąć, nie przywróci ich to do życia" - stwierdził premier Wielkiej Brytanii. Churchill zresztą nie musiał oglądać żadnych papierów, w tym czasie raport dla zwierzchników przygotował ambasador brytyjski przy rządzie polskim w Londynie Owen O'Malley. Zawarte w nim fakty jednoznacznie dowodziły winy NKWD. Po przeczytaniu raportu minister spraw zagranicznych Anthony Eden utajnił go i nie dopuścił, by poinformowano o nim parlament ani nawet członków rządu. O raporcie, poza Edenem i Churchillem, wiedziało ledwie kilka osób. (Krajewski A.: Tajne wojny o Katyń. Newsweek, 6. 04.2010)

    Głównym wspólnikiem Stalina w tuszowaniu mordu został Franklin D. Roosevelt. Kiedy pod koniec kwietnia 1943 roku amerykański oficer łącznikowy przy polskiej armii, płk Henry Szymanski, przysłał swój raport prezydentowi USA, w nagrodę za zbytnią rzetelność otrzymał od Departamentu Wojny naganę "za stronniczość na rzecz polskiej grupy o nastawieniu antysowieckim". Sam dokument natomiast zaginął.

    Zauważmy, przyczyną takiego postępowania rządów państw alianckich nie był brak informacji, lecz działanie z premedytacją; ukrywanie zbrodni i zniewolenia kraju sojuszniczego po to, by realizować własne korzyści polityczne w relacjach z ZSRR.

    Po katastrofie smoleńskiej i po emisji filmu Wajdy "Katyń" w rosyjskiej TV, w tamtejszej opinii publicznej niewiele się zmieniło. Większość ma utrwaloną dawną wersję i na niej opiera swoją wizję historii, stosunków między narodami itd. Kreml nie dokonał żadnych znaczących posunięć w celu odkłamania historii. Dlatego dla większości Rosjan to, co my znamy jako prawdę, nadal jest "teorią spiskową". Jak silnie w umysły tego narodu wgryzła się sowiecka propaganda, i jak ciężko im zmienić zdanie przekonałem się osobiście. W rozmowie z dwojgiem leciwych, acz bardzo wykształconych obywateli tego kraju (mieszkających obecnie w Polsce) "dowiedziałem się", że w Katyniu byli pomordowani głównie? inteligenci rosyjscy. I nie było żadnej dyskusji na ten temat, bo oni "wiedzieli lepiej".

  4. Masowe represje wobec żołnierzy AK i innych ugrupowań uznanych za zagrażające władzy komunistycznej
    Stosunek Zachodu do dramatycznych informacji na ten temat był taki sam, jak do zbrodni katyńskiej. W mediach przedstawiano je jako wyraz uprzedzenia w stosunku do Rosji Sowieckiej, zadawnionych animozji oraz przesadne i jednostronne ukazywanie sytuacji po wojnie - słowem: za "teorie spiskowe". Jak podaje Norman Davis, większość polityków i mediów na wyspie podporządkowała się wersji oficjalnej. Czołowym przedstawicielem odmiennego spojrzenia na sytuację i obrońcą faktów był George Orwell, który ostro krytykował uległość Zachodu wobec Stalina i pozostawienie Polski sobie samej już w czasie Powstania Warszawskiego.

  5. Pożar Reichstagu
    Obecnie wiadomo, że został on wzniecony z inspiracji faszystów, wykorzystany do wzmocnienia władzy Hitlera i zamiany Niemiec w państwo totalitarne. Oficjalnie oskarżono komunistów i w wyniku represji wyeliminowano ich jako konkurencję polityczną. Po pożarze Hitler wprowadził szereg przepisów ograniczających swobody obywatelskie, zakazujących m.in. krytyki faszystów. Wszystko oczywiście dla "dobra kraju i narodu".

  6. Atak na Pearl Harbour
    Jak wynika z badań historycznych, prezydent Franklin Delano Roosevelt otrzymał wystarczające i szczegółowe informacje wywiadu na temat planowanego ataku Japończyków, które pozwalały podjąć odpowiednie działania zabezpieczające. Jednak nie przekazał tych informacji armii. Co więcej, ogłosił, że rozmowy z dyplomacją japońską trwają, co uśpiło czujność obrony. W efekcie ataku zginęło 2 403 obywateli amerykańskich a ponad tysiąc zostało rannych. Kongres USA podobnie jak społeczeństwo sprzeciwiający się dotychczas udziałowi Stanów w wojnie, bez wahania poparł po tym zdarzeniu włączenie się do niej, czego Roosevelt był otwartym zwolennikiem.

    Nic dziwnego, że ten "epizod" z czasów II wojny światowej stał się symbolem skutecznego sposobu nakłonienia narodu do zgody na ofiary, jakich wymaga podjęcie działań wojennych i związanych z tym poświęceń. Przykładem jest "A Report of The Project for the New American Century" z września 2000 r. Jego autorem jest zespół, w skład którego wchodzili m.in. Dick Chenney, Donald Rumsfeld, Paul Walfovitz i Jeb Bush. W jednym z dokumentów tego raportu, zatytułowanym "Przebudowa amerykańskich systemów obronnych" postulują taką "przebudowę", która będzie odpowiadała równoczesnemu prowadzeniu wojny na wielu frontach. Autorzy wyrażają przy tym obawę, że "proces transformacji, nawet jeśli przyniesie rewolucyjne zmiany, będzie zapewne trwał długo". Chyba że dojdzie do "katastroficznego zdarzenia katalizującego ? nowego Pearl Harbour" (Film dokumentalny "Loose Change 9/11", reż. Matthew Brown, A Collective Minds Media Company, www.loosechange911.com).

  7. Incydent w Zatoce Tonkijskiej
    Rzekomy atak w tej zatoce dokonany przez Wietnam Płn. na dwa niszczyciele amerykańskie był bezpośrednim pretekstem do rozpętania wojny w Indochinach. Kongres USA udzielił na tej podstawie poparcia dla użycia wojsk swojego kraju do "walki z komunizmem" wietnamskim oraz aby ukarać sprawców za "upokorzenie", o którym grzmiały media amerykańskie. Koszty tej wojny są powszechnie znane (3 000 000 ofiar tylko po stronie Wietnamu). Dziś wiadomo na podstawie zachowanych dokumentów i zeznań członków załóg wspomnianych niszczycieli, że żadnych ataków nie było. Stały się one jednak "faktoidami", (jak to określają psychologowie społeczni Pratkanis A., Aronson E., "Wiek propagandy". Warszawa, PWN, 2003, s. 92 i nast.), które upowszechnione przez media posłużyły do wywarcia nacisków na decyzje polityczne i militarne.

  8. Przewrót w Chile
    11.09.1973 r. armia chilijska pod dowództwem generała Pinocheta obaliła demokratycznie wybranego prezydenta, Salvadora Allende. Junta wojskowa wprowadziła terror i prześladowania w stosunku do zwolenników Allende. Kraj popadł w ruinę. W 1974 r. Seymour Hersh opublikował w New York Times serię artykułów, w których ujawniał zaangażowanie w dokonanie tego przewrotu rządu amerykańskiego oraz środowisk biznesu (głównie International Telphone and Telegraph). W efekcie Kongres USA powołał komisję, która przesłuchała m.in. dyrektora CIA, Richarda Helmsa. Wyznał on, że to "prezydent (Nixon) osobiście wydał mu polecenie obalenia Allende". Od 1970 r., gdy Allende objął prezydenturę, USA wydały miliony dolarów na destabilizację gospodarki Chile. Jak to określił ówczesny sekretarz stanu i laureat pokojowej Nagrody Nobla, Henry Kissinger, "Nie wolno Chile oddawać marksistom tylko dlatego, że jego ludność jest nieodpowiedzialna" (Zgliczyński S., Hańba iracka. Warszawa, Książka i Prasa, 2009, 45-46). Starannie więc przygotowano grunt do zamachu stanu. Jak widać demokrację można pojmować tak, jak najlepiej pasuje to do własnych interesów. A koszty? No cóż?

  9. II wojna w Iraku
    Ten temat jest na tyle świeży i znany, że przytaczam go tutaj tylko dla porządku. Zapewnienia Busha i spółki (także brytyjskiej) o istnieniu w Iraku broni masowego rażenia było masowo rażącym nadużyciem w celu wywołania "wojny o demokrację" tego kraju, jak później podkreślał sam były prezydent USA. "Sukcesy" tej wojny opisują m.in. Joseph Stiglitz i Linda Bilmes, Wojna za trzy biliony dolarów. Warszawa, PWN, 2010.

  10. Zamachy na bloki mieszkalne w Federacji Rosyjskiej
    Oficjalnie są przypisywane "terrorystom czeczeńskim" i przysłużyły się Putinowi (podobnie jak atak na Pearl Harbor Roosveltowi) do rozpętania drugiej wojny w Czeczenii. Jednak dane zebrane podczas śledztwa oraz informacje dostarczone przez byłych agentów rosyjskich służb specjalnych (m.in. Aleksandra Litwinienkę) wskazują niezbicie na sterowany "z góry" udział jednostek specjalnych Federacji (szczegóły na ten temat można znaleźć w: Felsztinski J., Pribyłowski W., Korporacja zabójców. Rosja, KGB i prezydent Putin. Warszawa, Prószyński i S-ka, 2008).

  11. Afery szpiegowskie
    Po dwudziestu latach od upadku ZSRR i wygaśnięcia "zimnej wojny" między Wschodem a Zachodem można by uznać, że działalność wywiadu rosyjskiego ma charakter szczątkowy. Zdemaskowana ostatnio siatka szpiegów rosyjskich w USA zszokowała świat i rozwiała słodkie mrzonki na ten temat. Jest oczywiste, że dopóki istnieją służby krajowej i zagranicznej inwigilacji, będą kontynuowały działalność. Bo w przeciwnym razie po co by istniały i pochłaniały krocie z budżetów państw? Wyznania dotyczące przyjaźni, pojednania itp. są oczywiście potrzebne jako wyraz dyplomatycznej kurtuazji, która dobrze wpływa na odbiór opinii publicznej, ale nie stanowią istoty uprawiania polityki, także międzynarodowej. Jej istotą - jak widać i słychać i czuć - jest władza. Coraz większa władza. I coraz większa dominacja.

  12. Program MK Ultra (Mind Control Ultra)
    Przerażający projekt obejmujący eksperymenty przeprowadzane przez służby USA i Kanady na niczego nieświadomych obywatelach swoich krajów (najczęściej pacjentach zgłaszających się po pomoc lekarską i psychoterapeutyczną). Testy kontroli umysłów za pomocą dużych dawek elektrowstrząsów, LSD, technik hipnozy, deprywacji sensorycznej, leków psychotropowych, komunikatów podprogowych itd. Wiele ofiar doznało trwałego uszczerbku na zdrowiu i przedwcześnie zmarło. Prezydent Bill Clinton przeprosił przed kamerami za ten haniebny proceder (równoznaczny ze zdradą obywateli i celowym działaniem na ich szkodę). Jednym z ośrodków tych koszmarnych eksperymentów był Instytut Allana w Montrealu, dofinansowywany m.in. przez Fundację Rockellera. Szczegóły w: Thomas G., "Władcy umysłów". Warszawa, Wyd. Magnum, 2000; oraz "Prawdziwi faceci w czerni", film wyemitowany przez Discovery Channel.

  13. System Globalnego Podsłuchu "Echelon". Dysponują nim USA i ich sprzymierzeńcy. System pozwalający sprawdzić każdą rozmowę w dowolnym miejscu na świecie, prowadzoną przez telefonię przewodową, komórkową, w sieci komputerowej, e-maile, faksy, depesze itd. Gdy po raz pierwszy się o nim dowiedziałem (w drugiej połowie lat 90.) ze źródeł alternatywnych, miałem szereg wątpliwości, bo poza tymi źródłami, mimo że dobrze udokumentowanymi, nigdzie nie było potwierdzenia, że system ten rzeczywiście istnieje. W tym większym byłem szoku, gdy podczas jednego z wydań wiadomości wieczornych TVP, wyemitowanych po 11.09.2001 podano, że w USA mnożą się pytania, jak to możliwe, żeby System Globalnego Podsłuchu "Echelon" nie wykrył sygnałów nt. zamachu, zawartych w komunikacji telefonicznej i elektronicznej między sprawcami? Komunikat ten przekazano jakby od niechcenia, ale wszyscy mogli się wtedy dowiedzieć, że kwestia prywatności komunikacji w naszych czasach wymaga z pewnością nowej definicji i nie jest tym, do czego przez lata przywykliśmy (nie licząc prymitywnych podsłuchów za czasów "komuny"). Oficjalnie system ma wychwytywać powtarzające się słowa i frazy, które występując łącznie mogą świadczyć o planowanych działaniach terrorystycznych (np. "ładunki wybuchowe", "teren USA", "kara dla niewiernych" itd. występujące łącznie). W praktyce jednak jego istnienie oznacza, że pewien "wielki brat", tyle że z za oceanu, oraz jego sojusznicy mogą mieć wgląd w naszą osobistą korespondencję czy tele-rozmowy.

Efektem procesu uogólniania w komunikacji międzyludzkiej, także medialnej, jest nadmiernie uproszczony i przez to zdeformowany obraz świata. System przekonań, wyobrażeń i emocji, który się na niego składa działa następnie jak filtr, który przepuszcza to, co do niego pasuje, a resztę najczęściej ignoruje lub czasami nawet zwalcza. Natomiast pominięcia i niedopowiedzenia w wypowiedziach, także tzw. "autorytetów", oprócz efektu podobnego do generalizacji powodują dodatkowo nieświadomy odruch uzupełniania ewentualnych braków. Tak więc najczęściej odbiorca dopowiada sobie sam, w zgodzie ze swoją ograniczoną mapą świata.

Przytoczyłem jako próbkę wybrane "dopowiedzenia" dotyczące "teorii spiskowych", które zwykle traktowane są jako temat wstydliwy, chyba że są "badane" przez teoretyków tworzących teorie na temat "teorii spiskowych". To tylko nieliczne przykłady, a mogłoby ich być o wiele więcej. Co z uczciwością i rzetelnością dziennikarską, a także naukową, gdy przemilczane zostają tak istotne fakty? Łatwo odpowiedzieć na to pytanie, gdy będziemy pamiętali, że wiele wypowiedzi dziennikarzy, polityków czy "ekspertów" jest formułowanych na zamówienie, pod założoną z góry tezę. Trzeba ją potwierdzić i koniec. Takie informacje (o zapotrzebowaniu na potwierdzenie określonej tezy) nie raz otrzymywałem od dziennikarzy, z którymi miałem bezpośredni kontakt. Czasem był on bolesny, ale wielce pouczający.



    Autor jest psychologiem, psychoterapeutą, certyfikowanym trenerem NLP, dyrektorem Polskiego Instytutu NLP, wiceprezesem Polskiego Stowarzyszenia Neuro-Lingwistycznej Psychoterapii (PS NLPt), autorem publikacji nt. psychoterapeutycznego zastosowania metafor i psychologii świadomości.
    Artykuł opublikowano na blogu Polskiego Instytutu NLP.




Zobacz także:





Opublikowano: 2010-12-09



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu