Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowany artykuł

RE: Now it is between me and you!

Autor: oharek   Data: 2009-09-08, 21:20:43               

Słodka Gorzko
Dziękuję Ci, że podzieliłaś się ze mną tym kawałkiem siebie. Kiedy czytałam Twoje słowa choćby o bezdomnym, pomyślałam: "co się w Tobie dzieje , że to robisz"
Ja wiem, wiem-to taki szlachetny odruch serca i taki pożądany, ale gdzieś z tyłu głowy brzęczały mi te słowa"walka, przegrana, muszę"
...i zapewne nieśmiertelne "powinnam"...
Pomyślałam sobie, że ta walka to może właśnie to "chcę"vs"powinnam"

I przypomniałaś mi mój wątek listowny. Wróciłam do niego, do wspomnień tego co się we mnie działo kiedy to pisałam (nie tak dawno w końcu) i tego ciezkiego poczucia, ze chcę odkupić swoje winy.
Człowiek jaki wtedy siedział mi na ramieniu, powiedział kiedyś , ze nawet jeśli go będę przeganiać , straszyć swoim "łuuu"-on i tak nie odejdzie jeśli sam tego nie zechce. I on decyduje się na ryzyko dostania ode mnie po głowie kiedy będę wierzgać, gdy chce mnie przytulić, dać mi coś ciepłego od siebie.
Ze on się nie boi, bo taka jest jego decyzja-on mnie chce, nawet jeśli jest to niebezpieczne, nawet jeśli jakoś to mu zagraża...
No i jednak nie "przeżył". Wydaje mi się, ze jestem świadomą siebie osobą i wiem jakie są moje możliwości -nie przesadzam więc mówiąc "bardzo boleśnie odczujesz mój lęk...a boję się bardzo".
Staram się tę świadomość o sobie pogłębiać-choćby pytając Was, rozmawiajac tu z ludźmi...oni nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo mnie obdarowują tym, że zechcieli się podzielić jakimś trudnym kawałkiem siebie, że odważyli otworzyć-ja jestem pełna podziwu dla nich i zawsze podziwiam osoby, które mają odwagę zadać pytanie i -co niekiedy straszniejsze-zgodzić się na usłyszenie odpowiedzi...
wracając do listu i człowieka. otóż gdy przypomniałam sobie te słowa, poczułam jakby mi zdjął ciężar z pleców.
Jakby zabrał ten balsat jakim jest odpowiedzialność za JEGO krzywdę. Bo to strasznie ciężkie było ...
I pomyślałam sobie-"dzięki Kotek, teraz juz mogę się z tobą w sobie pożegnać" ...i pożegnałam się. Pocichu, bez lęku, ze zostanie jakaś straszna dziura...to było takie pomachanie chusteczką, którego on już widzieć nie musiał... :)
Jak ważne jest to Gorzka, żeby zdać sobie sprawę, ze my odpowiadamy tylko za to "nasze" i że nie uchronimy siebie tak siebie -nie tego drugiego-przed bólem drugiego człowieka, przed zranieniem go...tego nie uda się zrobić.
ale jak dobrze jest wiedzieć, ze ten człowiek jest gotów na to zranienie i mówi "ja się nie boję, bo ty jesteś ważniejsza niż moje lęki"...i swój ból wezmę na siebie...
Tak mi się to teraz przypomniało i tym chciałam sie z Tobą podzielić ponieważ, od momentu kiedy przypomniałam sobie te słowa jakoś mi łatwiej, ponieważ problem z jakim nie mogłam sobie poradzić polegał na poczuciu że jestem ZLA, ze popełniłam straszliwą zbrodnie...ale jeśli mam nie być hipokrytką-chodziło też gdzieś pod spodem o to, ze to przeświadczenie o jakimś złym kawałku siebie, o swojej robakowatości rozsiadło się we mnie i wydawało mi się, ze jestem do cna zepsuta, że przecież ja tak nie chciałam-ja nie chciałam być swoim prześladowcą, swoim katem-a stałam się nim i...że nie mogę nic z tym zrobić.

Ale wraz z tą ulgą dotyczącą przeproszenia tych ludzi którym wyrządziłam krzywdę, przyszło coś jeszcze. Konfrontacja z moim Strachem:face to face i fizycznie, w realu.
Dygresja byłaby długa (ale i nazbyt osobista...) wiec napiszę tylko, ze ...patrząc mu w oczy poczułam taką ulgę a potem czułość. I spokój, ze juz nic nie jest w stanie mi zrobić, ze nie muszę być odważna, nie muszę od siebie wymagać nadludzkich możliwości, wytrzymałości siły...nie ja nie muszę mu już pokazywać, ze dam radę-bo POWINNAM.
Chciałam mu tylko powiedzieć ..."nie boję sie Ciebie... już nie należę do Ciebie"

Wiesz Gorzka to mi tak sie kołacze w głowie, dlatego, ze ja stałam się swoim katem, stałam się nim przede wszystkim w stosunku do siebie-waląc głową w mur pokazywałam jaka jestem silna, a krew lała się jak z zarzynanej świni - ze mnie (nie z muru, na jakim demonstrowałam siłę, nie z widowni jaka to oglądała)

A jest we mnie oharek któremu powiedziałam "zamknij gębę szczeniaku! nie mazgaj się już, bo tylko mi wstyd przynosisz!"
Piszesz o surowym systemie ocennym, o bezkompromisowości, o niechęci do przejawów słabości czy bezsilności, do czyichś łez.
Ileż ja mogłam w sobie pomieścić złości, zalu, wściekłości nienawiści i jak czesto ktoś bliski zbliżając się do mnie wchodził na pole minowe-nie mając pojęcia o tych ukrytych ładunkach...i jak się zamroziłam na ciepło. Dobrze mi było w tej jaskini-ale przemarzłam do szpiku kości. Chciałam tego, zeby zamrozić w sobie tego robaka.

Ja chciałam udowodnić-temu komuś kto we mnie był-że jestem warta jego uwagi, jego ochłapów...ze zniosę wszystko, ze "zasłużę"...że wyrzeknę się siebie...że zobaczy, jaka jestem silna!

...ale teraz..heh...a potem spotkałam kilka dobrych osób, które nie odrzuciły mnie takiej Zlej, strasznej, takiej która straszy "łuuuuu".
Które powiedziały-ja tu jestem, stanę w miejscu i nigdzie nie pójdę-nie nie będę Ci zabraniał ranić się , robić sobie krzywdę-będzie mi trudno na to patrzeć, ale jeśli musisz-ok....JA TEN KAWAŁEK CIEBIE TEŻ PRZYJMUJĘ.
I jak już przestaniesz tańczyć wokół swój straszliwy odstraszający taniec...możesz wejść do naszego domu-drzwi są otwarte, a ja w nim jestem
I czekam.


To był taki moment, kiedy poczułam, ze nie muszę nic nikomu udowadniać, Gorzka. Ze mogę być miękka, mogę marudzić, pozłościć się czasem, nie muszę być wymuskana, mogę popełniać błędy i nie udawać Świętej-nie ukończyłam kursu dla świętych...nawet mnie nie przyjęli ;0)

Nie mam już ciśnienia, że nie mogę być trochę zła, nie mierzę słów, nie ważę myśli tak czesto jak kiedyś-wylewam jest dokładnie takimi jak są, bez obaw, ze "coś o mnie świadczą"
Nie szukam mocnych wrażeń, bo poczułam, ze mam wrażliwe receptory i odczuwam wszystko wystarczają co mocno by się tym nasycić...i nauczyłam się zostawiać sobie miejsce na lekki niedosyt, bez obaw, ze może nie będzie kiedy, nie będzie możliwości
Wezmę tyle ile ktoś zechce mi dać -ani kęsa więcej.

A mój garaż-ach pusciłam te potrzebę bycia czystą i poukładaną, bez zbednych przedmiotów-bo już nie gubie się w nich-nie musze wiecznie wyrzucać czegoś co mi się "nie przyda"...moj garaż moze przyjąc tandetę made in czajna-jesli tylko będzie cieszyć moje oko, ucho, czy serce.
Standardy się nieco zmieniły ;)


wylało się ze mnie, wybacz, jeśli chaotycznie..."przyjazna ręka oddzieli ziarno od plew" :)

Pozdrawiam ciepło i śpiącio (oj chyba dziś obie miałyśmy Noc Walpurgii-przekmęłaś mi na miotle, ok trzeciej ;)) )





Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku