Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowany artykuł

Follow the bitter taste...

Autor: gorzkiSmak   Data: 2009-09-10, 04:11:32               

Nie śpię Oharku,
i przyznam, że też z niecierpliwością oczekiwałam naszej nocnej rozmowy:) mogę sobie pozwolić na ten luksus ze względu na urlop:)
a że smakowicie to przedstawiłaś, aż sama sobie herbatkę zrobiłam zanim usiadłam.

Staram się zrozumieć Ciebie Oharku mimo, że mam wrażenie, że borykamy się z zupełnie innymi demonami...:)

piszesz o poświęceniu...

owszem opisałam ciężar miłości męczeńskiej.
ale po tym jak przeczytałam Twoje słowa pomyślałam sobie, że z tym poświęceniem nie do końca tak jest. ja nie mam nic przeciwko poświęcaniu. kiedy kocham to bardzo. inaczej nie potrafię. i będąc w związku "poświęciłam" wiele: czas, uwagę, moje pasje. ale nie odczuwałam tego jako poświęcenie. było to dla mnie naturalne. tylko, że ja tak mam i w stosunku do przyjaciół i nawet do ludzi mniej dla mnie ważnych. nie kalkuluję moich działań (przynajmniej wcześniej tak miałam). problem polegał na tym, że człowiek z którym byłam miał właśnie alergię na "poświęcanie się".

ale co oznacza właściwie kiedy mówisz: "nie poświęcaj się mi, żyj dla siebie, miłość to wolność". dla mnie takie słowa zabijają w rzeczywistości to, co dobre i naiwne w miłości. takie słowa są w pewnym sensie obłudne i sprzeczne. sama miłość, zaufanie komuś, wpuszczenie go do swojego intymnego świata jest swoistym poświęceniem - swojej autonomii, prywatności, wolności - na rzecz drugiej osoby. a że nie pytasz jej przy tym o zgodę na to - cóż, ja traktuję to jako dorozumiane przyzwolenie.

to prawda, że ci dający zazwyczaj oczekują wzajemności za "poświęcenie". ale dlaczego to ma być złe? czy nasze życie nie składa się z większych i mniejszych "transakcji"? każdego dnia dostajemy coś w zamian za nasze czyny, słowa, gesty...miłość też jest na swój sposób towarem wymiennym - dajesz i oczekujesz jej w zamian. kwestia tego co dalej.. ile jesteś w stanie z siebie wykrzesać. jeżeli ktoś nas nieustannie miłością obdarowuje to ma chyba prawo oczekiwać w zamian tego samego.
czasami wydaje mi się, że z "poświęcaniem się" mają problemy te osoby, które boją się miłością obdarowywać, boją się wymagań, oczekiwań, tego cierpiętniczego wyrazu twarzy właśnie. ale dlaczego się boją? skoro jednocześnie chcą, szukają, tęsknią za miłością, chociaż tak bardzo wystrzegają się jej ewentualnych późniejszych roszczeń? Może chcą przysłowiowo mieć i zjeść ciasteczko? *a tak nawiązując do ciasteczka i Alicji - coś Tobie wcześniej obiecałam; wskazówka powyżej; taki mały forumowy rebusik:)*
czy jeżeli jesteś z kimś 30 lat i zaczynasz chorować albo brzydnąć - czy wtedy, kiedy druga strona ciebie opuszcza nie masz prawa zapytać: a co z moimi latami, które Tobie poświęciłam, czy nie mam prawa oczekiwać od Ciebie niczego w zamian?

piszę to, ponieważ sama to przeszłam
ja się poświęcałam. nie cierpiąc, nie zgrzytając zębami. robiłam to z radością. ale im dłużej to trwało tym bardziej widziałam, ze moje poświęcenie jest jednostronne. i rzeczywiście zaczął się z tego robić handel - "ja tyle dla Ciebie a Ty mi nawet herbaty nie chcesz zrobić".
ten, którego kochałam, często mnie pytał: "dlaczego coś robisz dla mnie? czy robisz to z musu, czy dlatego, że chcesz?" a ja zawsze odpowiadałam zgodnie z prawdą: "dlatego że chcę". on wtedy oddychał z ulgą i mówił: "dobrze, tak właśnie powinno być. miłość oznacza brak przymusu". mówił to wiele razy, a ja któregoś dnia uświadomiłam sobie z przerażeniem, że on to mówi ponieważ nie chce brać na siebie odpowiedzialności; dlatego odrzuca miłość "poświęcającą się". nie potrafi dawać i deklaruje, że nie chce brać (jednocześnie biorąc - ale już bez wyrzutów, bez skrupułów - bo przecież uprzedzał!!), żeby nie czuć się zobowiązanym, żeby nie musieć spełniać moich oczekiwań.

ale miłość to nieustanne branie i dawanie Oharku.
może więc Ty wystrzegasz się czyjegoś poświęcenia bo sama nie chcesz wiele dać, dopóki nie wiesz do końca, czy to ta właściwa miłość? bo chcesz uniknąć poczucia "bycia dozgonnie zobowiązaną" :))

tylko czy zdanie: "nie poświęcaj sie dla mnie" nie jest swoistym werbalnym policzkiem w twarz dla tego, który nam swoją miłość ofiarowuje. zawsze można powiedzieć: ostrzegałam przecież, o nic Ciebie nie prosiłam, niczego nie musiałeś robić...

ja tak właśnie usłyszałam. na koniec. kiedy się spytałam: co z tego mam?

...z tych wielu lat, które były z nim, dla niego, obok i razem...
...te codzienne obiady, układane koszule, wyszukiwany Kant i Kafka, przykrywanie kocem dla miękkiego snu, wystawanie w aptece po tabletki, wyszukiwanie prezentów dla jego rodziny bo on nie miał czasu...

co ja z tego mam, kiedy Ty odchodzisz i zabierasz wszystko, co wspólnie stworzyliśmy, a mnie zostawiasz z niczym?

i usłyszałam: to był Twój czas i źle go wykorzystałaś...

i znowu mam czerwony policzek Oharku...


ściska i przykrywam kocem, bo pewnie już głęboko śpisz:)

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku