Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowany artykuł

ambiwalentna, nieznośna lekkość ciężaru...

Autor: gorzkiSmak   Data: 2009-09-09, 02:24:54               

Oharku, moje forumowe alter ego:)
mam nadzieję, że sobie teraz słodko śpisz podczas gdy ja tu jeszcze troszkę podopowiadam

Nie jestem w stanie ustosunkować się do wszystkiego co napisałaś, przynajmniej na jeden raz. Ale tak sobie nad jednym myślę - nad tym co napisałaś o człowieku, który był w stanie tyle dla Ciebie poświęcić narażając się "na ryzyko dostania ode mnie po głowie kiedy będę wierzgać, gdy chce mnie przytulić, dać mi coś ciepłego od siebie." Tak się więc zastanawiam, czy czasami to zdjęcie z kogoś ciężaru, to pozorne poświęcenie się w imię miłości nie staje się pułapką? po takim wyznaniu, wszystko co robisz źle wobec tej osoby staje się jednym wielkim wyrzutem. Bo skoro ona tak wiele jest gotowa poświęcić, a Ty to odrzucasz? Niby ktoś nam zabiera ciężar z ramienia, a jednak zaczyna przytłaczać swoją dobrocią...
miłość, związki - to takie płynne, ambiwalentne.
można zawsze powiedzieć - zdradził bo czuł się samotny, okłamała bo brakowało jej czułości...wiem, nie powinniśmy tego akceptować, tego relatywizmu. pomiędzy awanturą za bałagan a zdradą są lata świetlne. nic nie usprawiedliwia kłamstwa, braku lojalności.
No ale w Twoim przypadku - kiedy ktoś jest dobry, pełen miłości - nie ma miejsca na ambiwalentność - co wtedy? Wtedy zostaje prawda. Jakby okrutna nie była...szczerość wobec samej siebie. Co nie zmienia faktu, że On miał dużo prościej od Ciebie - nie wymagając oczekiwał. Dał wszystko bo kochał, ale bał się stawiać warunki. To Ty musiałaś podjąć decyzje, to Ty musiałaś wziąć na siebie ciężar konsekwencji tego, co On tak lekko zadeklarował.
Kiedy ktoś Ciebie zrani jest o tyle łatwo, że można już później przez całe życie rzucać w niego za to kamieniami.
Jak Grzegorz (do którego czuję się zobowiązana ciągle powracać:) - zawsze mógł zwalić winę na brata i rodziców za wszystkie swoje nieszczęścia. Gorzej, kiedy to Ty jesteś siłą sprawczą - wtedy musisz przejąć całą odpowiedzialność za swoje grzechy, nawet jeżeli prawda o sobie bywa bolesna.

A co do mnie - to z tymi bezdomnymi chyba nie jest tak
"co się w Tobie dzieje , że to robisz"
we mnie się wtedy nic nie dzieje - ja takich działań nie analizuję. Po prostu w danej chwili wiem, że mam to zrobić. Akurat w tym przypadku nie ma musu, powinności, kalkulacji. Jest tylko ukłucie w sercu na widok kogoś nieszczęśliwego i siła która mnie pcha do działania.
Ale nie wynika to z potrzeby odpokutowania winy, o czym piszesz. Ja przy całej mojej walce:) nie straciłam uczuć do ludzi. Przeciwnie, coraz bardziej ich lubię. Ja tylko przestałam lubić siebie:)

śpij spokojnie:)



Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku