Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowany artykuł

Follow the white rabbit

Autor: oharek   Data: 2009-09-10, 01:40:09               

Cały dzionek czekałam na moment kiedy siądę sobie w ciszy z Tobą i kubkiem herbaty i przeczytam (po raz kolejny) Twoje słowa, bo poruszyłaś we mnie pewną wrażliwą strunę, Gorzka ;)

"Tak się więc zastanawiam, czy czasami to zdjęcie z kogoś ciężaru, to pozorne poświęcenie się w imię miłości nie staje się pułapką? po takim wyznaniu, wszystko co robisz źle wobec tej osoby staje się jednym wielkim wyrzutem. Bo skoro ona tak wiele jest gotowa poświęcić, a Ty to odrzucasz? Niby ktoś nam zabiera ciężar z ramienia, a jednak zaczyna przytłaczać swoją dobrocią..."

Powiem Ci ze na sam dzwiek słowa poświęcenie, sztywnieję.
Osoba o jakiej pisałam wiedziała o tym-nie musiałam mówić mu wprost-on znał moje zdanie na ten temat...choć wiesz, teraz, gdy tak się nad tym głębiej zastanowiłam, to jest to człowiek "chętny" do przyjmowania ciosów od życia-dostał ich sporo, zahartował się i myślę, że stad jego buńczuczne "ja się ciebie nie boję, zniosę i to-więc nie zabraniaj mi się do siebie zbliżyć"
Z tym poświęcaniem sikę to jest tak, ze jest to taki znienawidzony przeze mnie handelek, gdzie ktoś oddaje to co dla niego cenne, nie pytając mnie o zdanie czy jestem w stanie "zapłacić" za to.
Zwykle gdy coś dajemy, oczekujemy czegoś w zamian...nawet podświadome.Nie mówimy o tym i kiedy obdarowana przez nas osoba nie odpłaca nam się, dokładnie tak jak oczekiwaliśmy zaczyna się robić bardzo ciężko-puchnie żal, odsetki od oczekiwań rosną, zagryzamy zęby, zeby sie nie poskarżyć-a ta druga osoba czuje to i widzie że coś dzieje się nie tak, nie rozumie skąd te wymagania, skąd wykrzywioną cierpiętnictwo twarz
a ja nie chcę by ktoś "Się dla mnie poświęcał, nie chcę brać więcej niż może i chce mi dać. Bo owszem-nie zaspokojone potrzeby mam oooogromne ;) ale nie widzi mi się być niespłacalnym dłużnikiem do końca życia.
Już raz byłam w taką rolę 'wrobiona", moja matka się poświeciła dla swoich dzieci ( o czym nie omieszkała nas po informować, i dawać temu wyraz w ciągu życia pod 1 dachem)...poświeciła siebie i nas przy okazji-oczywiście nie pytając czy chcemy jej ofiary-no bo kto by dzieci pytał?

I wiesz, Gorzka masz rację z tą przytłaczającą dobrocią. Mam spory kłopot z przyjmowaniem dobroci od innych-pomijając poczucie, ze nie zasłużyłam-ja boję się zapłaty za nią...boję się, ze nie stac mnie na to.
I chyba to co przezywałam kiedy go zraniłam to było takie dotknięcie swojej złej cząstki.A tak trudno dotknac siebie złego...i po wszystkim nie myślałam o tym, ze przecież mnie też zraniono, ze emocje jakie rzucały mną od ściany do ściany, jakie pociągnęły za sobą chęć zemsty, zranienia...żeby bolało tak jak mnie. Ale moja złość ma ogromną siłę, a ból czy lęk wywołuje reakcje nieadekwatne-przynajmniej dla kogoś z zewnątrz.
Wiem, ze sama złość czy chęć zemsty mimo, ze jest czymś złym, to taki naturalny odruch człowieka-ze wszyscy tak czasem czujemy.
Jedni nad tym panują, inni udają ze tego nie ma (to ci prawie świeci;)),a jeszcze inni dotykają i starają się z tym jakoś pracować. No bo to, ze chcemy czasem kogoś kopnąć w kostkę nie ulega wątpliwości. I możemy albo od tego uciekać albo się z tym mierzyć albo to fałszować ...ja nie dopuszczałam tego do siebie, przykrywałam i nie chciałam tego do siebie przyjąć-Nieeee, ja nie mogę mieć w sobie nic złego...
Zamiast zgodzić sie na siebie taką (z kawałkiem zła) krzywdzącą mam w głowie salę sądowa a w niej ja: tylko tutaj nie ma trójpodziału na obrońcę oskarżyciela i sędziego.
Ciągle myślę o tym co pisałaś ostatnio: o tej surowości-względem siebie i świta.Znasz ja , tak jak ja ja znam.Gorzej kiedy do tego zestawu dochodzi szklana kula która mówi prawdę o przyszłości, o tym co się zdarzy.
A wtedy każde zdarzenie to proces:
"Proces formalnie się
odbędzie, sam będę
ławą przysięgłych
i sędzią - rzecze
Kot przebiegły,
jeżąc sierść -
wszystko rozsądzę
i rozważę
po czym
cię skażę
na śmierć!"
(lubię Alicję ;))


"Kiedy ktoś Ciebie zrani jest o tyle łatwo, że można już później przez całe życie rzucać w niego za to kamieniami."
Masz rację Gorzka, ale kiedy już przestałam się karać, mam wrażenie, ze dużo chętniej zdzierałam innym z twarzy hipokryzję...Piszesz o prawdzie. A gdzie ta prawda, kiedy ludzie nie widzą. Nie patrzą oczami tylko przez oczy.
I co, ja mam prawo zadawać im ból i obnażać prawdę?
A kto mi dał to prawo pokazywaniu tego czego nie chcą oglądać...bo tak łatwiej.
Ale jeśli sama mam nie być hipokrytką no to muszę powiedzieć, ze wiele bólu jest po prostu wynikiem braku pokory. Przyznanie się przed lustrem, ze ma się odrobinę czegoś...niechcianego.
Tu mi się przypomina "Bajka o garażu". Pogarda z jaką odrzucamy to co jest mniejsze, "gorszej jakości", co jest ochłapem...w naszym odczuciu...nie takich darów nie przyjmujemy...W nas jest miejsce przede wsz. na to co takie wymuskane i pożądane,
Szkoda ze tak rzadko mówimy o tej umiejętności przyznania się do własnej niedoskonałości: przed sobą i innymi.
Jako rodzic chciałabym chyba by moje dzieci wiedziały czym jest pokora, tzn. chciałabym by ją WIDZIAŁY.
Ja nie miałam do tego okazji - widziałam albo siłowanie sie albo raczej ukorzenie przed kimś, za jakim stał zwykle lęk o własną skórę.
Tak sobie myślę, ze im jesteśmy bardziej dojrzali, im bardziej pewni siebie, im mamy lepszą taką wewn.bazę, tym jesteśmy bardziej pokorni-im słabsi tym tej pokory mniej.
Tak jakbyśmy sie bali, ze kiedy okażemy się być pokorni, to ten swiat nas zniszczy, zje i zrobi nam coś złego. A okazuje się, ze jeśli ma się ją w sobie można uniknąć wielu niepotrzebnych starć ze światem, mieć po prostu o wiele większy komfort psychiczny -> bo nie musimy uderzać rogami w kazdy płot.
No i większą możliwość rozwoju -> bo większą świadomość siebie, otaczającej sytuacji i większość możliwość pogodzenia się ze swoimi niedoskonałościami, przyznaniem chociażby, ze nie wszystko się wie...
Czasami nie chcemy w siebie zaglądać i pokazywać innym "bo wstyd", ale jeśli człowiek jest pokorny to tam w ogóle nie ma miejsca na wstyd.
Mój wstyd pojawia się wtedy gdy nie jestem w stanie pogodzić się z czymś, z jakąś moją niedoskonałością , moim wyobrażeniem, że nie przystaję do wyśnionego ideału albo tego co 2 czł sobie pomyśli /a ja-buk, wiem przecież co myśli.. ha!/.
Wstyd pojawia się wtedy kiedy tworzymy sobie taką sztuczną rzeczywistość w naszej głowie-a od tego niektórzy są specjalistami-to mamy wyniesione z domu: udawanie, domyślanie się, odgrywanie jakiejś roli...
Kiedy zrobię coś nie tak mogę powiedzieć :uległam jakiejś słabości-jest mi z tym niekomfortowo i źle, ale nie koniecznie musi być to wstyd. Odczucie wstydu też jest przyznaniem się do swojej słabości ale to nie jest tak, ze zakrywam wtedy oczy i w ogóle mnie nie ma...Jeśli jestem pokorna to ta słabość jest i mogę nawet powiedzieć: źle zrobiłam ale nie muszę uciekać z zakrytymi oczami...ale przyjąć to na klatę...- szczerze...nie na zasadzie pokuty za grzech jaki wobec kogoś popełniłam...
Tak trudno jest mi z tym czasem, Gorzka...z tym, zeby nie być bogiem(albo jak ja to mówię "bukiem").

Ale wypowiedzenie, ze mam jakąś trudność, daje mi wiele spokoju i wtedy dociera do mnie, że złość - nie jest zła. Tak jak ból nie jest zły. To tylko symptom. Czerwone światło: Stań i zatrzymaj się. Zobacz co przykrywa. Jakie uczucia się pod nią kryją.


Pozdrawiam Cię sennie znad kubka, Gorzka



oh

ps. nie musisz sie odnosić a na pewno nie do wszystkiego co piszę(często tak rozwlekle piszę,więc przebrnięcie bywa wyzwaniem;)) )
Przywykłam, że jeśli chcę być zrozumiana, często musze krok po kroku wyjaśniać a i tak wydaje mi się, że dla osoby z jaką rozmawiam obraz jest niepełny....
Często barkuje mi już cierpliwości i ta koniecznosć odbiera mi chęć do podejmowania jakichkolwiek dyskusji.
Cieszę się, ze nie muszę tego robić w rozmowie z Tobą, tym bardziej że mam poczucie, ze jak mało kto Ty poprostu CHCESZ zrozumieć.
Dziękuję więc, ze mnie czytasz... :)

Jesli nie śpisz macham łapką
A jeśli już śpisz...:przykrywa kocykiem:

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku